I kiedy już wiertło dotarło do złoża ropy, gejzer przebił się i wypłynął ku mojej uciesze. Poza tym w dniu cudu w Kanie Galilejskiej wypada cieszyć się winem, a także wodą, bo tej w świecie coraz bardziej brakuje. Otóż w gejzerze znalazł się komunikat przypominający, o kim miała być opowiadanka.
Trzeba więc zmusić łeb do roboty i opowiadankę w piękne ramki oprawić. Czas już najwyższy, bo zapominanie wzmagać się będzie, a opowiadanki nie dla potomności powstawać mają, tylko dla mojego własnego komfortu. Taki dodatkowy kaloryfer na zziębnięte kości.
Kana Galilejska w niedzielnej dobrej nowinie to proklamacja światowego dnia winnego i splunięcie w oko PARPIE, na pohybel jej i jej działaczom. W tym przypadku tradycja zdrowa jest i w zgodzie ze smacznym zdrowym rozsądkiem.
Dzisiaj Don Cristoforo nie zagości tutaj, bo odmówił lajkowania moich arcydzieł pod pretekstem, iże lajkować nie potrafi. Takie buty. Znaczy się, może i zręczny zawodnik na winnym polu, ale od współczesnej fejsbukologii odstaje, czyli nie nadaje się do cywilizacji kciuka. Może to i lepiej. Czarne dziury i tak odejdą z moim odejściem, nie ma więc o co kruszyć kopię, czy lepiej rozbijać flaszkę…
Leave a Reply