Powoli padający śnieg zwiastuje dobrą zmianę, powszechny dobrobyt, a dla niektórych nieustanną ruję i porutę. Z wrażenia pomarańczowy bocian umył się dokładnie, a moja stara kotka wpadła za rybką do stawu, widać jej się poziomy w staruszkowatym móżdżku pomieszały. Wyskoczyła z wody i mokra jak szczur stanęła z płaczem pod drzwiami. Koleżanka Małżonka wysuszyła nieszczęsną ręcznikiem, ta zaś uciekła pod śpiwór i do wieczora nikt o niej nie słyszał. Na trawniku stadko szpaków wybiera między płatkami śniegu jakieś bliżej nieznane wczesnowiosenne larwy. W głowie kręci się z podziwu nad różnorodnością Matki przyrody.
Wczoraj kurier przytargał przesyłkę z Lidla, za którą koala dziękuje i o której niebawem napisze, o ile tylko planowana nowa ustawa pozwoli mu bloga prowadzić i starczo w sieci postękiwać. W paczuszce dwa wina, opasły tuńczyk, oliwki i sery z gorącej Hiszpanii (taką – bowiem – ofertą kusi klientów wspomniany Lidl).
W ogóle świat oniemiał, nie wiadomo, czy ogłupiały, czy z wrażenia. Ciotka Julia i skryba szukaliby winy w Albańczykach, a ratunku w sztuce, ja wolę winę topić w winie i cieszy mnie fakt, że ktoś jeszcze pamięta i do recenzji wina przysyła. Przyjemnie jest czuć się użytecznym, chociaż szpaki (i nie tylko) wolałyby koalę w formie larwiastej, a może jako humus dla każdej dobrej zmiany. Pozostaje wysłuchiwanie wróżbitów w sieci wieszczących od setek lat takie same katastrofy i przyglądanie się samemu sobie w lustrze, złoszcząc się na coraz to nowe zmarszczki.
Na szczęście można posłuchać sobie J.M. Serrata w wersji jeszcze z Hiszpanii frankistowskiej (chociaż już mógł śpiewać po katalońsku na antenie hiszpańskiej TV), oraz z młodą twarzą katalońskiego śpiewania i rozgrzewam w śnieżny wiosenny poranek stare serce słuchając słów o miłości z kraju, który potrafił poradzić sobie z nienawiścią. I to by było na tyle.
Leave a Reply