Co nazwałbym też polemiką. Otóż dotarł do mnie kolejny numer Fermentu, który dostarczył mi materiału do polemiki z opiniami Don Alberto, a te ostatnio cytowałem. Chodzi o opinie przedstawione w moich Winnych Życzeniach na Wigilię. Tu należałoby formułować myśli ostrożnie: to że do wyborów poszło tylko około pięćdziesiąt procent wyborców, z których jakieś trzydzieści siedem zagłosowało na partię zwycięską pozwala, oczywiście, stwierdzić, że suweren w globalnie pojmowanej masie faktycznie zajmuje tylko siedemnaście procent. Ośmielam się jednak domyślać, że takie siedemnaście procent reprezentuje faktycznie to, co ja nazywam w wielkim, ale to wielkim skrócie Powiatową, czyli z osiemdziesięciu procent ogółu poszło wybierać zwycięzcę jakieś dwadzieścia procent (czyli globalnie siedemnaście) i to najbardziej zaangażowanych.
Zatem opinie Don Alberta o winnym, czy niewinnym zaangażowaniu dotyczą suwerena (czyli Powiatowej, czyli 80% obywateli naszej pięknej Ojczyzny), jako że ówże ku gorzale raczej się skłania, gorzałę za narodowy napój uważając. Wino, jeśli nie słodkie i niezapisane patykiem w narodowej historii, jest dla suwerena wynaturzeniem łżeelit, więc nie trzeba wcale się nim martwić, nawet jeśli znany skądinąd Prezes wino pija (tak donoszą usłużne szpiony), a jakże, a i Premier Mateusz także.
Natomiast Ferment już na pierwszy, zgrubny rzut oka wino opiewa tak, jakby naród o niczym innym nie rozmawiał, a Polacy w kolejkach po nocy zabijali się o butelki Barolo, Priorata, czy Szatonefdjupap. Ferment jest zatem zjawiskiem wielkomiejskim, w zasadzie adresowanym tylko do 20% obywateli, których na takie Barolo stać byłoby, gdyby chcieli je każdego dnia do obiadu serwować, no i do takich jak ja, co to ostatnie emeryckie piniędzy zza pazuchy wyjąwszy wydali je na prenumeratę. Na takiej rzeczywistości nie opierałbym planów na przyszłość, zająłbym się raczej reklamą bimbru, albo lżejszych gorzałek.
Poprzednie numery Fermentu dostarczyły mi sporo wiedzy praktycznej, pomogły odcedzić istotę ze szlamu obiegowych opinii, niestety jednak ten ostatni poszedł – moim zdaniem – w publicystyczną poezję, w której niektórzy znani dziennikarze zagustowali po to, aby się zbytnio konkretem nie zabrudzić, natomiast wiedza praktyczna sprowadzona została do reklamowania tego, co mają do zaproponowania jeden, no może dwóch importerów. Czyżby wynikało to z tajemnej świadomości, iż dnia pewnego tylko dwóch importerów na rynku pozostanie (co – moim zdaniem – dla 20% społeczeństwa tyż może być zbyt wiele)? No bo jak doradzać osiemdziesięciu procentom z Powiatowej picie win z opublikowanych list Barolo, Prioratu, czy Szatonefdjupap, jeżeli ich ceny jednostkowe stanowią niekiedy trzy czwarte miesięcznego dochodu przeciętnego obywatela?
Odradza się zatem w moich oczach klasowy podział, a ultrakatolicki suweren jest w istocie odbiciem po marksowsku widzianych mas wyzyskiwanych, dlatego jako tradycyjnie zorientowany lewak oddam w następne wybory głos na partię słusznie rządzącą, bo ta w praktyce od dawna przestała kit w szpary ideologii wciskać i bliżej jej jest do Zandberga (Adriana) i Razem, niżby się to w najśmielszych marzeniach wydawało. Do takich wniosków dochodząc po lekturze ostatniego Fermentu i przekonany, że katoliccy komuniści głosują na gorzałczane prawo i takąż sprawiedliwość stwierdzam, że to by było na tyle.
Leave a Reply