Długo się to wszystko w głowie układa. Staremu nie jest wcale tak łatwo dostosować się do wymagań. Szybko i błyskotliwie. Powtarzam jednak, że należę do jedynej mądrej generacji, cała reszta to “kciuk“, nic nie warte zanieczyszczenie kosmosu. Wcale nie do końca tak myślę, jest wielu znakomitych, mądrych, myślących także w pokoleniu kciuka, tak samo jak wielu durniów znaleźć można wśród staruszków. Nie będę pokazywał palcem, jeśli to zrobię, odezwie się chór niezadowolonych z politykowania, bo wino to broń Panie Boże, żadna polityka.
Czytam sporo z papieru i z Sieci i z rozbawieniem zauważam, jak winność blogerska, do której zresztą sam się zaliczam, stara przyodziać w odświętne opakowanie. W podtekście czuję, że zainteresowanie winem sprawia, iż lepsi jesteśmy od reszty, co już w sobie zawiera złote girlandy i sreberka. Okazując zainteresowanie winem człowiek automatycznie przeskakuje na wyższy poziom i upoważnia go to do traktowania reszty z góry.
Tak jakby flaszka wina była odpowiedzią na pytania o tajemnice egzystencji, wszechświata, umierania, czy cokolwiek innego ośmieliłbym sé wyobrazić. A przecież tak nie jest. Chodzi o ulotny smak i o to, jak z takiego piasku można bicz ukręcić. Nie chodzi zatem w moim pisaniu o recenzowanie poszczególnych flaszek i budowanie pomnika każdej z osobna, ale o uporczywy wysiłek, aby zrozumieć, skąd bierze się coś z niczego.
Dlatego wracam na własne śmieci, bez żadnych podpórek od Blogosfery i innych ancymonów. Będzie, co ma być, a że lubię pisać, to będę sé pisał. Także po obcemu, bo nic tak nie broni przed Alzheimerem, jak wysiłek zrozumienia i poprawnego wyrażania. Mam nadzieję, że Sieć to wytrzyma.