Dożyłem wojny. Epoka, na którą czekam, to czas po jej zakończeniu. Mam nadzieję, że jej doczekam. Teraz rozpoczynają się konsekwencje, będą coraz gwałtowniejsze, ze spokojnego oka cyklonu wchodzimy w fazę wichrów i fal niebotycznych. Nie chodzi tylko o wina z Ukrainy, Krymu, czy rykoszetem z Mołdawii. Kilka innych miejsc na Ziemi też może oberwać.
Jeśli rosną ceny w ogóle, to z pewnością będę rosły także ceny winne. Najubożsi, chociaż ambitni, nie dotkną nawet witryny, pozostaną im chemiczne zamienniki dla pospólstwa i zboczeniem prawdziwym stanie się wychwalanie półek w marketach, jeżeli te przetrwają, bo wcale nie jest to takie pewne.
Wszelakie katalogowanie, recenzowanie, ocenianie wycofa się w mysią dziurę, pisarczykom już w ogóle będzie wszystko jedno, czy Bressan ma na imię Fulvio, czy Fabio i przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie prawica, czy lewica, jeśli kiedykolwiek takowe przy winie miały.
Po wojnie nie ma żadnej gwarancji, że nadejdą mądrzejsi, czulsi, z szerokim horyzontem. Raczej nie. Tych wybiją zwolennicy tradycji, czy innych ponderabiliów. Szczerze pisząc, nie mam zielonego clue, jak będzie po wojnie. Nie spodziewałem się jednak, że tego dożyję, nawet przez samo oczekiwanie.
Leave a Reply