Otóż przyjmijmy, że wino stało się przedmiotem estetycznym. Dodając do tego smak przenosimy je w sferę doświadczenia estetycznego. Powinienem przy okazji zdefiniować, czym jest estetyka; przynajmniej spróbować, chociaż nie jestem pewien, czy jeszcze albo już potrafię. Czy ktoś to w ogóle potrafi? Szukając odpowiednich pojęć i przyklejając do nich słowa tak, aby zaczęły przypominać płyn wypijany w milionach litrów na całym świecie głównie po to, by – dajmy na to – Robert Parker mógł przyznawać swoje punkty, czy jakiś bloger poskarżyć się, iż już pić nie może? W końcu to tylko słowa, a nawijając je jak makaron przykrywamy po raz setny kolejną pustkę. Takie tkanie gobelinów z nicości.
Estetyka dotyczy dość interesującej i zagadkowej dziedziny doświadczenia: opowiada o pięknie, brzydocie, sublimacji, czy elegancji, a także dotyka smaku, umiejętności krytycznych i percepcji plastycznej. Są więc w estetyce dwie strony: bierna i czynna, czyli obejmuje ona przedmiot, a także opowiada o czynnej jego kontemplacji, czyli o zmysłowej przyjemności i uroku. Wino w tym wszystkim wymaga dopiero sklasyfikowania (przynajmniej po polsku), zaś leniwy koala nie zechce się tego podjąć, jako specjalista wyłączny od zapładniania i raczej kiepski wychowawca. Mogę nakreślić ramy, nie chcę zajmować się nudnym umieszczaniem w nich pojęć. Estetyka więc obejmuje to, co powyżej (i w tym co powyżej zauważamy, iż podobne tam wszędzie zasady działają i zaangażowane są podobne interesy). Jeśli mylimy się w takich przesłankach, będziemy musieli odrzucić piękno i smak i na zawsze pozostać na półkach supermarketów, wśród przedmiotów, chociaż od estetyki dalekich.
Z tego wynika, że wino jest szczególnym przypadkiem dzieła sztuki, czyli przedmiotem estetycznym. Szczególnym, czyli należałoby to wszystko doprecyzować, dopieścić, dolizać i dosączyć. Ba, tak przypuszczając należałoby zwrócić się do wszystkich tych, którzy o winach mają ambicje (chyba pisać), aby poczuli się bardziej recenzentami przedmiotów estetycznych, niźli handlarzami. Do tego, jednak, potrzebne jest odpowiednie przygotowanie i to nie zwykłego pijacza wina, który prostym konsumentem będąc łaknie jedynie wiedzy i zrozumienia. Przygotowanie do tego powinni odnaleźć w sobie kapłani smaku, czyli recenzenci zagubieni między łykaniem i siorbaniem. W końcu pisząc o dziele sztuki dobrze byłoby je znać i rozumieć, nie tylko z punktu widzenia tanin i kwasowości. Chodzi raczej o to, iż odbiór czynny przedmiotu estetycznego wymaga napiętej do granic duszy, takiej bardziej popękanej w doświadczeniu nieustannego łatania nicości. Prosto powiadając, trzeba być artystą, aby o sztuce pisać.
My zaś współcześnie mamy wokół stada filistrów, artystą natomiast wstyd być, bo w końcu to elita. Przedmiot estetyczny, czyli wino z materii powstało i z marzenia (ośmielam się przypomnieć, że duże pieniądze płacimy za marzenia, materię zaś za grosze możemy nabyć za rogiem). Stąd zadaniem poważnego recenzenta byłoby o marzeniach pisać i nowe tworzyć. No właśnie, tworzyć. Marzenia powstają przecież jak muzyka, czyli z nicości, kunszt zaś polega na takim słowami owijaniu pustki, by zdania melodią się stały i pogodziły w śpiewie z tym, co czujemy w ustach degustując dzieło sztuki. Po to bowiem jest wino, by zjadaczy zwyczajnych chleba w anioły przerobić i w artystów, bo tylko wtedy życie w pustce sensu nabiera. I to by było na tyle.
Leave a Reply