Od pierwszych, nieporadnych wpisów z lipca 2013 roku trochę lat upłynęło. Szybko to mija, za szybko. W roku 2013 było spokojnie, jakieś kury gdzieś na grypę chorowały i nic nie zapowiadało zmian w wyścigu szczurów. Jakiś koala wieścił koniec świata rychły, bo małolaty (a dlań każdy o dziesięć lat młodszy jest już małolatem) niezbyt ochotnie chciały myśleć w linearny, językowo-logiczny sposób preferując składnię kciuka na ekranach smartfonów. Teraz nawet koala nauczył się obsługiwać iphone’a i zupełnie nieźle mu to wychodzi. Zastanawia się raczej nad tym, jak myślenie linearne i inteligencję logiczną łączyć z inteligencją emocjonalną oraz wizualną. Taki przychodzi moment, że dialogika bierze górę, wspierana przez strach przed niewiadomym.
Dzisiaj mniej degustuję, więcej kontempluję, świadomy faktu, że prawdziwa wolność zawiera się w umiejętności prowadzenia życia wewnętrznego, aktywność pozostawiając polityce. Koronawirus spowodował, że więcej mam czasu na czytanie, a wino bardzo mi w tym pomaga. Rzekłbym, że wina (i Tokarczuk) stały się częścią mojego algorytmu. Gdzieś w degustacji zaprogramowana jest jakaś biologiczna konieczność, a swobodę wyboru manifestuję w preferencjach. Tak rozumiana wolność jest dla mnie wyłącznym atrybutem mojego istnienia, które samo w sobie jest cudem, a jako cud wykracza poza konieczność biologicznego determinizmu, istnieje jednak tylko wraz ze mną i ze mną w niebyt odejdzie. Teraz jednak wybiera takie wina, które jej pasują.
Moje preferencję winne umiejscowiłbym w Śródmorzu. Italianistą będąc powinienem był zwrócić się szczególnie ku winom włoskim, jednak mam charakter raczej uporządkowany i nie toleruję niespodzianek, a włoskie wina są nierówne. Wiele mają wspólnego z charakterem Włochów, ich rozbuchany i anarchizujący indywidualizm mi nie podchodzi. W tych winach nigdy nie wiadomo, co nas czeka. Dochodzi do tego niezwykłe umiłowanie wsobne Włochów nakazujące to, co najlepsze zachować dla siebie, a resztę świata zalewać tym, co popadnie (no może z wyjątkiem Ameryki, do której Italia żywi podszyty strachem szacunek). Śródmorze więc traktuję jako pas od granicy włoskiej po hiszpański Kadyks. Tam jest słońce, które mnie genetycznie rajcuje i wina, które lubię najbardziej.
Leave a Reply