Dla jednych bananowe, dla innych gruszkowe, powiadają też, że asfaltowe, zaś sąsiadka Róża nazwała to wprost świeżymi drożdżami, nikt jednak z nas nie przejął się rytualną krytyką, jako że oto nadjechał trzeci czwartek listopada, a z nim przyfrunęła nowa nasza tradycja, to znaczy, dotycząca nas, czyli postmodernistycznych inteligentów z klasy średniej, czyli mianowicie zaś wobec tego i na to biorąc pod uwagę Beaujolais nouveau est arrivé.
W tym roku trochę obrażone nie nadleciało eleganckim Karakalem, po cichutku gdzieś tam w Auchan przycupnęło (w Intermarché w Grajewie nikt o nim nie słyszał) i trzeba było się porządnie nabiegać, benzyny namarnować, nerwy, jak postronki ponaciągać, aby znaleźć francuskie butelczyny i tradycję zaspokoić, jak zgłodniałą żyta szkapę, a wszystko to w ukryciu, aby nie narazić się nowo powstałym chorągwiom pospolitego ruszenia, które mogłyby z Podlasia przygalopować i rozpustę inteligencką ugasić.
Tegoroczny Gamay bananowo nie zawiódł. Cienko układał się na języku, w zależności od dobieranego serka ubierał koszulkę to pinota czarnego, to zepsutego caberneta, a w ogóle tych koszulek miał tyle, iż oszołomienie nadeszło szybko i zakończyło wieczór niezwykłą wprost plątaniną ścieżek, z których każda żywot kończyła w łazience.
Pieski i kotki nasze ze zdziwieniem przyglądały się Państwu połykającemu czerwony, a nawet czerwienią wibrujący płyn, za każdym razem z grymasem skwaszonym prawie obrzydzenia, w ich świecie, bowiem, woda i mleko nie muszą szukać zastępstwa, a tradycja równa się rytmowi godzin i pór roku.
Taka to nowa tradycja. Pogański wręcz rytuał, choć niewinny, bo wcale się wobec Pana nie buntujący, w odróżnieniu od innych rytuałów, które nieustannie wyroki Pańskie podważając bezczelnie wiernymi się mienią. Tradycja w tym roku coś cicho w winnych blogach obchodzona, jako że pewnie trudno ją pogodzić z dumą z wcześniejszego używania widelca, a setki innych, ważniejszych, tradycji wpychają się na jej miejsce.
My jednak, w naszym grajdole nad stawem pokrytym gnijącymi liśćmi, pić zdrowie bożolejem będziemy, dopóki sił wystarczy, pomni na to, że w tym nadzieja na wspólną biesiadę w kolejny trzeci czwartek następnego listopada. I to by było na tyle.
Leave a Reply