Zgodne z zasadami logiki, chociaż niekoniecznie rzeczywiste. No bo, jeżeli jakieś wino sprzedawane jest w dużej sieci (teraz w dodatku na całych kontynentach), czyli w milionach liczymy sprzedane butelki, a określone winnice mogły dać tylko tyle, ile dać mogły, to wypada wywnioskować, że wino takie nie powstało z winorośli, lecz zgodnie z laboratoryjnymi recepturami sformułowanymi wedle smakowych wymagań standardowej większości klienckiej, czyli że jest ono produktem wytworzonym sztucznie (niekiedy używamy tutaj etykietki: „wino przemysłowe”). No właśnie.
Idąc dalej tokiem rozpoczętej myśli. Nad recepturą pracował sztab ludzi, którzy najlepszą wiedzę oddali przedsiębiorcy po to, aby wyrób jego odpowiadał zapotrzebowaniu, czyli, aby był (według kryteriów rynku) dobry. Odpowiednie proporcje koncentratów powinny, więc, stworzyć nam wyrób doskonały. „Przemysłowy” powinien stać się, w tym przypadku, synonimem doskonałości (jeżeli przez doskonałość rozumiemy zgodność z wymaganiami większości). Wina przemysłowe, tanie, sprzedawane w dużych sieciach powinny być znakomite, jeżeli producent poważnie traktuje zobowiązania, a wina oryginalne, wykonywane zgodnie z tradycyjnymi technologiami podlegałyby smakowemu ryzyku wynikającemu z przypadku, którym steruje Matka Natura, lub (jak kto woli) Przeznaczenie.
Jak, więc, wytłumaczyć logicznie fakt, iż masowe i tanie wina (w większości przypadków) ze znakomitością nic nie mają wspólnego? Czyżby nie były one winami przemysłowymi?
Tak, to poważna sprawa. Seryjność kontra jednostkowość. Ręczna robota jest w cenie.
Jakąś kpinkę czuję w komentarzu Jarosława. Rozważania ciągnąc: jeżeli “przemysłowe” powinno być seryjnie doskonałe, a nie jest, a ręczne jest w cenie, chociaż ręka od roboty boli i produkt nie zawsze wychodzi, to gdzie się ukrył smak bardolino? Opisać łatwiej to, co seryjne, przypadek zaś podlega równie przypadkowej ocenie i absurd się zapętla.