Po trzech latach terminowania, mniej lub bardziej udanego, spróbuję w najprostszych słowach podsumować wiedzę o winach dla niezasobnych po to, by pomóc tymże w wyborze.
Otóż przyjmuję, że interesują nas wina tanie i dobre i że chodzi o wina w rozumieniu unijnych dyrektyw, a nie o napoje alkoholizowane, te – bowiem – nas tutaj nie interesują. Po trzech latach ćwiczenia smaku z pomocą co szlachetniejszych importerów mogę jednoznacznie stwierdzić: wszystko, co rozsądne zawarte jest w graficznie zilustrowanym na stronie głównej tego bloga stwierdzeniu Jancis Robinson.
W cenach poniżej 8 funtów (czytaj 40,00 PLN) trudno jest znaleźć wino, które spełnia podstawowe warunki, chyba że są to okazje, a te nie podlegają prawidłom ekonomii. Na okazje poluje się w dużych sieciach dystrybucji jako, że tam najwięcej jest win kosztujących mniej niż 40,00 PLN, lecz sukces w takim polowaniu uzależniony jest od ryzyka. Tutaj potrzebni są winni blogerzy pełniący rolę królików doświadczalnych, oni bowiem stawiając czoło ryzyku oceniają je i wydają opinię: kupować – nie kupować.
Tak rozumiana rola winnego blogera pokrywa się z tym, co głosi Robert Parker, a więc bloger jako winny krytyk może reprezentować wyłącznie interes konsumentów.
Reprezentując interes importera, czy wytwórcy przestaje być krytykiem-recenzentem, a staje się agentem marketingowym. Wtedy ma prawo doradzać (w końcu to wolny kraj), jasno przy tym precyzując swoją pozycję i nie wprowadzając konsumentów w błąd.
Wina okazyjne bywają dobre, bywają złe, przy czym oceny są skrajnie subiektywne. Coraz częściej zdarzają się w tej transzy dobre wina przemysłowe, jest to jednak osobny rozdział, o czym od czasu do czasu tutaj wspominałem.
Wina przemysłowe to takie, w których zastosowano składniki specjalnie wyprodukowane chemicznie po to, aby świadomie obniżyć koszty (sztuczne taniny, utrwalacze, polepszacze smaku). Wydaje mi się, że rynek win tanich idzie w tym kierunku, jako że jest to w ogóle logika zmian naszego świata. Dobrze byłoby mieć tego świadomość i móc znaleźć na kontretykiecie jasne wskazówki na temat składników, które producent rzeczywiście zastosował, by wyprodukować kilkanaście milionów butelek po 7,00 PLN każda bez uszczerbku dla smaku (pozwalając przy tym sprzedawcom-dystrybutorom na uzyskanie przyzwoitej marży).
Najprzyzwoitsze wina kosztują od 8 do 20 funtów (czyli od 40,00 do 100,00 PLN). Wszystko, co powyżej jest jedynie marketingowym bajerem i służy zaspokojeniu pychy tłustych kotów*. Wina w tych cenach można kupić u każdego dystrybutora-specjalisty, a w sieciach Online ma się prawie stuprocentową gwarancję jakości i klientowi z Powiatowej takie sieci, przede wszystkim, doradzam, zajmują się, bowiem, nimi ludzie, dla których wiedza o winach wcale obcą nie jest.
Jest to cała wiedza, bez upiększeń, z której wynika jasno, że poprawnie pojmowane wino nie jest w naszym kraju napojem dla niezasobnych, jeśli uznamy, że trzeba się nim napawać każdego dnia. Jako, natomiast, napój w pewnym sensie luksusowy zbyt jest ważne, aby pochylać się nad nim jak nad pierwszą lepszą winiawką (plonk – czyli w amerykańskich kryteriach wszystko to, co kosztuje poniżej 10 dolarów). Jeśli jest to luksus, to lepiej niech będzie przyzwoity i kupiony u tych, co się na winie znają.
*Uwaga: stwierdzenie będąc publicystyczną prowokacją ma zmusić do dyskusji. Nie zmienia to faktu, iż odnosi się do danych statystycznych, czyli z tego, iż jest kilkanaście win za 200,00 – 300,00 PLN, czy więcej, gdzie cena ma swoje obiektywne uzasadnienie w kosztach rzeczywistych, a razem będzie tego z 1% w całym zjawisku, nie należy wysnuwać wniosku, że ogólnie jest nieprawdziwe.
To ja pozwolę się bardzo nie zgodzić z tym, że wina powyżej 100 zł to tylko marketing. Oczywiście, że ceny są obecnie napompowane, ale jakość kosztuje. I nawet w tańszych regionach ciężko kupić najlepsze wina poniżej 100 zł (np. Rioja Gran Reserva od większości producentów kosztuje powyżej 100 zł). A przecież Gran Reservy też się między sobą różnią. Celowo nie wspomniałem o Bordeaux, bo powiesz, że tam to w ogóle sam marketing, ale spróbuj kupić smacznego Pomerola poniżej 100 zł…
Dobra, dołóż nawet 50,00 PLN. Jancis Robinson w swoim stwierdzeniu odnosi się do cen sprzedaży u producenta, cena detaliczna to trochę inne zjawisko, poza tym wypowiedziała je parę lat temu, od tego czasu wino u producentów wszędzie podrożało, co nie zmienia faktu, że w takiej reserve koszt dodany to nie koszt wytwarzania, a narzut zależący od subiektywnego widzimisię wytwórcy, czy też dystrybutora. Dla mnie ważna jest dolna część “nożyc”, czyli istotne skutki dla pijących niezasobnych, bo tych nie stać ani na te za 100, ani na te za 150, a czasem z trudem na te za 40. Pozdrawiam
“Niezasobnych” nie stać nawet na wino za 40zł.
Chyba że piją raz na miesiąc, czy raz na trzy miesiące.
Ale dla pijących wino co najmniej 3-4 razy w tygodniu, na dodatek rodzinnie, 2-3-4 usta i serca, gdzie jedna butelka mało, a i dwie nie za dużo, 40zł jest niemałym wydatkiem.
Jestem z tej drugiej grupy i wydatek rzędu 40zł plus traktuję odświętnie.
Natomiast wina stołowe kupuję w cenie ok. 20zł.
Paradoksalnie, Twój blog promujący wina dla Polski “powiatowej” nie jest wcale “powiatowy”. Jest skrojony na naszą – a przynajmniej na moją – miarę.