Wcale nie winnym. Ogólnym, lutowo-wiosennym. Powstrzymuję się od pisania czekając na coś, co może nadejść, chociaż nie musi. Słońce pozwala mieć nadzieję, promienie dają energię, ta zaś niższe rachunki, wcale nie z powodu niższych opłat ekologicznych.
W winie ciągle obracam się w strefie tanich stoisk w różnych Bridonkach. Przyleciały żurawie, nie te od Kałatozowa, te nasze, bagienne, coraz bliżej ludzkich siedlisk żyjące. Z pobliskich błot dochodzi ich klangor, poza tym wróciły do sadu gołębie.
Najtrudniej jest czekać na Godota. Wysłuchiwać poza tym, jaki to ten Godot straszny, okrutny, wściekły, zły. A przecież jak my wszyscy on ci jest, niczym się nie różnimy. Przez lata nam nie przeszkadzał, teraz nagle nasze tłuste brzuchy wymyśliły sobie manipulowanie i straszenie, i coraz częściej wydaje mi się, że po to, aby Godota osłabić i własne kałduny powiększyć. Tylko czyim kosztem? Ktoś z pewnością na tym straci.
Odszedł Redaktor Passent. 83 lata. Teść odszedł mając lat 93. Żaden moment nie jest dobry. Lepiej móc wsłuchiwać się w rozmowy żurawi zapominając o spasionych na manipulacjach wieprzach. Sic transit. Powoli odpływa mój galeon, wiatru w żaglach nie brakuje i ginie gdzieś zwyczajny strach w oczekiwaniu na inne.
Leave a Reply