Kto pije wino? Hedoniści, ludziska z gruntu zepsute i wcale nie dbające o zbawienie dusz swoich. Pijąc wino osiąga się ziemskie szczęście, ono zaś przejawione w chwilowych przyjemnościach marnością jest i tyle. Winni entuzjaści to zwykle materialistycznie nastawieni do życia hedoniści, co połączyć należy z kultem posiadania, konsumpcjonizmem wstrętnym, powodującym gnicie (coraz szybsze) zachodniej cywilizacji.
Świat trzeba zbawić zatrzymując w tradycji, a tam wino jeno w Podniesieniu funkcjonuje i zajmować się nim mogą wyłącznie kapłani, no bo w końcu boskim napojem będąc, ludziom nie przysługuje. Dlatego odnawianie społeczeństwa implikuje wykorzenianie złych nawyków, winne zaś zauroczenie odmianą alkoholizmu będąc wymaga bicza, kańczuga, czy rozżarzonych węgli. Hedonistami zaś pozostać będą mogli nieliczni przedstawiciele kasty panów, co to i pieniądze mają i przywileje (na co dzień odgrywających szopkę wiernych akolitów).
Masy niewolnicze, którym pozwolono na emancypację po to, aby mogły nieskończoność wyrobów konsumować i kumulować bogactwo dla nielicznych panów, otóż te masy mają być trzeźwe, ascetyczne, zapomnieć o jakiejkolwiek ziemskiej przyjemności. Te prowadzą do przestępstw, aborcji, psychicznych odchyłek, wino tym samym i ipso facto nie może być żadną wartością, a blogerom, którzy o nim piszą, przypominam o istnieniu szafotów, stosów, w najlżejszym przypadku konfesjonałów.
Zapomnieć zatem trzeba o wolnej woli i odwadze. Przyodziać włosiennice i plecy ołowiem smagać na myśl samą o młodej niewieściej piersi, czy zgrabnym chłopięcym zadku. Uszy zatkać na śpiew Ralpha, flaszki do zlewu wylać, jeśli jakieś pozostały i czekać na inne szczęście. Bo jeśli takie jest, to wieczne jeno, a tam smak się nie liczy, a hedonistów spychają do czeluści.