Jakoś tak się złożyło, że pozostaję w Castilla y León i chociaż Bodegas Torreduero należą do Bodegas Riojanas, czyli odnoszą się gdzieś tam do podbaskijskich rejonów, to wino powstało z tinta de toro, a nie z byle tempranillo. Wypada sobie trochę podworować z przyzwyczajeń i regionalizmów. My tego nie mamy. Oni natomiast nie mają tego, co my mamy i tak w kółko Macieju, dzięki czemu łatwiej niektórym robić wodę z mózgu innym. Wino zaś w tej flaszce, gdyby była wyłączna kategoria tych za 45 PLN, powinno mieć 100 punktów. Cóż, taka skala nie istnieje, chociaż niektórzy znani blogerzy w podobnych przypadkach podkreślają znakomitą “relację” jakości do ceny. To też jest szamański zabieg, w końcu żyjemy w epoce szamanów. Ja ich lubię, bez nich świat byłby nudny.
Krągłość i przymilna łaskotliwość ciała w tej flaszce zaskoczyła mnie niezmiernie. Na szkle tłustawe łzy przy sukni o bardzo ciemnej czerwieni, prawie zupełnie przykrywającej intrygujące ciało, pełne, z ogromnym owocem natychmiast wywołującym zastanowienie, jak im udało się owoc taki od 2012 roku zatrzymać pomimo beczułek i przeróżnych kadzi?
Lepkość w ustach i na podniebieniu, prawie czekoladowa wiśnia i napęczniałe, mleczne wspomnienia, prawie że doskonała równowaga, tak że kwasowość nie gasi tanin, ani te nie zabijają kwasowości, wszystko to zatem utwierdza mnie w przekonaniu, że do Peñamonte Crianza należy wracać. A aromat, a róża w nosie i selerowa lukrecja w dniu drugim, o dulce amor de mi vida, como no quererte? Pijalność absolutna oraz grzeszność myśli, jakie ta pijalność w starej głowie budzi.
Bodegas Torreduero Peñamonte Crianza Toro Denominación de Origen, rocznik 2013, w cenie 45,00 PLN za butelkę (0,75), zakupione w sklepie ViniTeranio (czerwone, wytrawne, szczepy: tempranillo– tinta de toro). Wino firmowane i butelkowane przez Bodegas Torreduero – Hiszpania. Ocena: 95 punktów.