Dość zatem sarkazmów, spazmów, jazgotania, urągania, jojczenia, pipczenia, popierdywania. Jest czerstwo, jak jest i lepiej nie będzie, nawet z tefauenem. Bieguny nadal biec będą, nanizując strony na wahliwy umysł niedoścignionej Noblistki, mituizmy pozostaną na swoich pozycjach, a ci, którym nie chce się patrzeć w górę, nie przestraszą się najgorszą kometą, bo jak się nie wierzy, to się nie wierzy, a koniec i tak jakiś nadejść kiedyś musi.
Kurier, co to miał pomknąć przed Wigilią, zwątpił nagle w możliwości i oto ja, teraz, z sześcioma flaszkami, trochę aglianico, trochę nebbiolo jak kura bez rosołu po Świętach czekam z utęsknieniem na dzioba zanurzenie, bo spragniony jestem ogromnie. Przyznać się muszę, że przed Świętami wykonałem desperacką próbę odwiązania relacji z Blogosferą winicjatywną, ale pies z kulawą nogą nie wyszedł mi na spotkanie. Znaczy, skazany jestem przez Guru na potępienie, chyba wieczne.
Wbrew panującym tu i ówdzie opiniom Baćka Putin nie zamroził jezior w okolicy, a i karpie w sklepach dopisały, chociaż trochę drogowate. Wydaje się, że wszystko zostanie po staremu, odejdę ja, odejdą inni, flaszki pozostaną i czekać będą na ciągle nowych amatorów i tak w kółko, Macieju, chociaż chyba nie w nieskończoność. Zbliża się Nowy Rok, a kurierom i tak nie chce się pracować, byle wypłata była.