Tak, aby nie zmęczyć odurzonej głowy. Coraz częściej przychodzi mi do niej, że pisanie takie, jakie uprawiam, przypomina bardziej taniec mewy przed ostatecznym odejściem i proszę zwrócić uwagę, jak bardzo unikam pewnych słów, bowiem wishful thinking is wishful thinking.
Budda i Mistrz Eckhard wskazywali ścieżkę w przekraczaniu etapów. Przywiązanie do jednego rozwiązania zamyka drzwi do rozwiązań następnych. To samo, zresztą, dotyczy wina. Jeślibym pozwolił, by czysta przyjemność smakowania opanowała mnie bez reszty, zatraciłbym sens, chociaż i tak, w miarę upływu lat, sensu w tym widzę coraz mniej i rzadziej.
Zresztą pisanie przychodzi mi teraz z ogromnym wysiłkiem. Cały czas staram się poświęcić zachowaniu skupienia, umiejętności rozumienia tego, co doraźnie mnie otacza i łapię się na tym, że odpływam, sił mam z każdą chwilą mniej, a i inne zaczynają mnie zajmować sprawy.
Otóż kosząc trawnik zauważyłem wczoraj świerszcze uciekające przede mną, małe żaby niezdarnie przeskakujące na przetrąconych kosiarką łapach, jeża udającego kamień i absurd przemówił do mnie w tak ostry i nieodwracalny sposób, że fizycznie poczułem żołądek podchodzący pod gardło.
Czy w takim świecie warto jest tracić czas na bezsensowne smakowanie flaszki za flaszką? Bardziej sensownym byłoby postawienie się w imieniu czyichś interesów i wykorzystanie słów do zajmowania pozycji. To, co robię, zresztą, do nikogo nie przemawia, a najgorsze jest i to, że przestało przemawiać do mnie i już mojej próżności nie łechce.
Leave a Reply