Kiedyś wreszcie dowiem się, co jest po obu stronach chmury i zasypię pęknięcie, za którym Doktor z czułością spogląda na Klarę. Absolutnie czarna dziura stanie się jaskrawo niebieską, kroczące natomiast w rządku mrówki błyszcząc na biało błądzić będą boleśnie bałamutne za brodawkowatymi bąkami z bokobrodami bytów niebyłych. Uspokoi się, chyba, wir wwiercający w pokłady koalnego móżczku falując jednostajnie i cicho uderzając o skały zębów rozsypujące się pod naporem czasu.
Tak to odejdą do innych królów czasu władcy przemądrzali, krasnoludy szare z brudu, jaki pozostaje za uszami, sekrety niepotrzebne małych spraw człeczego zabiegania. I o co? O michę? O chlebek na śniadanko? O pokrzywę w zupie? A może o ropę wypływającą z azjatyckich wrzodów?
W każdym razie niegodne spojrzenia nawet, czy dotyku skóry. Fala kołysząc statkiem naciągać i zwalniać będzie kotwicę z latawcem ponad chmurą w górę i w dół, za spływającą z brzegu wodą, powtarzalnie po krańce godziny ostatniej.
Czy w chmurze pomiędzy stronami pojawi się lustro, a jeśli? To co za nim? Kapelusznik i kilka zajęcy? Koty z całego życia, każdy miękki i elastyczny, skradające się w cieniach za firankami? Leżę, tedy, więc, natomiast i wobec, na kolejnej chmurze, popijam Chianti od niechcenia i w trawie po środku podwórka za talerzykiem patrzę, gdzie psi jęzor i okrągły obłok. I to by było, na razie, na tyle.
https://youtu.be/_YjfUqyV5xE