WINO. Tokajologia jest dyscypliną zaiste skomplikowaną i wielce rozwiniętą, przedsmak tej wiedzy można znaleźć tutaj, specjalistą – zaś – z pewnością można stać się po wielu latach ćwiczeń. Butelka, o której teraz, posiada na etykiecie tajemnicze słowo Cuvée, co jeszcze bardziej komplikuje moje nawykłe do kupażu przyzwyczajenia, dlatego po bardziej fachowe informację odsyłam, znów, tutaj.
O słodyczy można różnie, od podawania stężenia glukozy we krwi do pomiaru mocy rozkoszy uzyskiwanej dzięki różnym zabiegom, które – raczej- nie nadają się do opisu w tym miejscu. Ogólnie przyjąć można prawie za pewnik stwierdzenie, że wszystko, co przyjemnym jest, ze słodkością nam się kojarzy, a to w sposób nieomal pierwotny, zaś gorycz i taniny przyjemność opisują na wyższych poziomach wtajemniczenia. Słodycz odnajdujemy wszędzie, w każdym zakamarku ciała, prawie w każdym owocu, a niektórzy posuwają się w jej opisie do tak ryzykownych epitetów, jak słodycz siarkowa, czy też – wręcz – gorzka. Słodycz staje się nagle okrągła, kwadratowa, zakrzywiona w czasoprzestrzeni, pogięta, zimna, zapałczana, pełna pleśni, agresywna, złośliwa i tak dalej (a można tak wymieniać w nieskończoność, wyobraźnia człowiecza jest, bowiem, nieograniczona). Bywa również metafizyczna, chociaż nie jestem pewien, czy wobec diabetyków należałoby ją łączyć z boskością, zresztą czasy mamy takie, że marketingowo lepiej przypisać cukier przyjemnościom łóżkowym.
Naocznie wino w kieliszku słomiane było i przezroczyste, a także z cieniutko zielonkawym odcieniem pod światło. Pierwszy nos czysty, trochę gruszkowy, w drugim pojawiła się pigwa i miód, trzeci pozostawił mi w kieliszku szałwię i lubczyk, co zapaliło natychmiast w głowie lampkę ostrzegawczą, konsekwencji – jednak – nie przeczuwałem. W nasmaku, śródsmaku i posmaku słodka słodycz (nie wolno tej oczywistości komplikować), okrągła, zwarta, miodowo–syropiasta, która przykleiwszy się do podniebienia pozostawała tam długo, nieco denerwując. I wtedy ten lubczyk wrócił w posmaku, ale w zupełnie inne miejsca, bowiem koala nagle, po wielu latach, poczuł się znów mężczyzną, co – jak u Priapa – trwało prawie do rana. Dlatego też bardzo Królewskiego Tokaja polecam w celach badawczych, w nim – bowiem – widzę demograficzny ratunek dla umęczonej Rzeczypospolitej (a i kosztuje to mniej niż 500,oo PLN miesięcznie).
Royal Tokaji – Tokaji Late Harvest Cuvée Chroniona Nazwa Pochodzenia, rocznik 2014, bezcenne, jako że uzyskane od samego Lidla w poczęstunku (butelka 0,75 w Lidlu kosztuje 27,99 PLN), (białe słodkie, szczepy: hárslevelű, furmint, muskat żółty). Butelkowane przez: Royal Tokaji Borászati ZRT, Węgry.
Ocena ze względu na przeżycia koali – poza skalą. WINO.
Leave a Reply