Marzy mi się taki dyskurs, w którym znak słowo będzie w pełni odpowiadać opisywanemu zjawisku, czyli jakby to zdefiniowali językoznawcy signifiant = signifié. Wtedy zupełnie uniknęlibyśmy nieporozumień, a opisując każdy poziom oddzielnie stworzylibyśmy wyraźny obraz rzeczywistości w naszych głowach, która to rzeczywistość pretendowałaby do faktycznego odzwierciedlania świata. W konsekwencji, przechodząc już na innym poziom, stałoby się uprawnionym stwierdzenie, że rzeczywistość w naszych głowach dokładnie odbija rzeczywistość świata materialnego i byłoby wtedy po problemie.
Niestety, a może stety, ludzka rzeczywistość daleko odbiega od dokładnego opisu stanu materialnego. Posługując się językiem, czyli dość mało precyzyjnymi symbolami, możemy tylko marzyć o tym, że myśl nasza stanie się jasna i precyzyjna. Jeżeli do tego dodamy jeszcze różnice pomiędzy przyczynowo-skutkowym oglądem świata a odbiorem emocjonalnym, zwykle wspierającym się na obrazach, sprawa skomplikuje się tak dalece, że tylko prawdziwy geniusz będzie w stanie ją zrozumieć i przekazać innym. Geniuszem nie jestem, lecz próbować trzeba.
Niektórzy próbują opisać rzeczywistość poprzez zestawienia słów i emocjonalną intuicję dotyczącą prawd ukrytych pomiędzy słowami. Wydaje się, że dotyczy to przede wszystkim poetów. Zresztą Sztuka w ogóle jest swoistym opisem tego, czego wypowiedzieć się nie da. Myślenie obrazami mieści się, w pewnym sensie, w takich kategoriach. Problemy pojawiają się wtedy, kiedy ktoś zechce zastosować poezję do opisu racjonalnej rzeczywistości. Powstaje wówczas literatura, a jej wartość nie wynika z dyskursu logicznego, a z siły słów, z tego, czy symbol w słowie zawarty sam w sobie stanie się wartością. Wtedy mało istotną jest rzeczywistość opisywana, a istotność przechodzi do formy.
W przypadku rozważań o winie i Parkerze, a także o wszystkich pochodnych implikacjach problemy zaczynają się już przy definicji smaku. Nie tylko zresztą po polsku. Mówimy przecież: smak wina, czy nawet smak tego właśnie wina z danej butelki, a także: ktoś obdarzony smakiem, czyli posiadający dobry gust, ubrany ze smakiem, albo gustownie. Dotyczy to także angielskiego taste, czy francuskiego goût. Przy pomocy jednego symbolu chcemy oddać rzeczywistość znajdującą się po obu stronach lustra.
Smak mierzony przez Parkera przy pomocy jego słynnej skali jest czymś zupełnie innym, niż gust, czyli upodobania tegoż Parkera, którymi się zawsze kierował. Tymczasem z powodu zwykłego niedbalstwa oddajemy różne zjawiska przy pomocy takiego samego symbolu, a nawet niekiedy budujemy na tym wspaniałe, lecz karkołomne teorie. Podstawowym wymaganiem w przypadku uczciwego recenzenta, a to absolutne minimum, które trzeba zachować, jest rozumienie podstawowych różnic, chociażby po to, by innym wody z mózgu nie robić. Przy degustacji wina spotykają się więc dwa zjawiska: pasywny charakter płynu znajdującego się we flaszce i aktywny smak sommeliera, czyli jego wiedza, upodobania, kultura etc., czyli wszystko, co dajmy na to, Nossiter nazywa “goût“.
Leave a Reply