Robert M. Parker Jr miał wybitnie rozwinięty węch i całkowity brak winnej tradycji. W końcu wywodził się z rodziny farmerów, chociaż ojciec później zajął się biznesem w budowlance. Wyjątkowo dynamiczny charakter, studia, żona, wizyta w Europie, zmieniający się świat i gorączkowe poszukiwanie własnego w nim miejsca, no i ten nos, który pozwolił przyjemną degustację wina wykorzystać do budowy marki. Po powrocie z Europy, studiach prawniczych i pracy w banku Parker zebrał wokół siebie grupę podobnych pasjonatów, z którymi zajmował się degustacją i rozpowszechnianiem opinii.
Do tego trzeba dodać wielki wpływ ideologa ruchu konsumenckiego w Stanach Ralpha Nadera. Wszystko to razem mieści się w pojęciu Robert M. Parker Jr, które przez lata kształtowało globalnie winną rzeczywistość. Parker od początku musiał wybierać: czy reprezentować rynek klienta, konsumencki, czyli podniebienia milionów amatorów wina w całych Stanach (a po ich stronie były rzeczywiste pieniądze), czy też stanąć po stronie producentów i tworzyć opinie w ich interesie. Szybko zrozumiał, że prawdziwie dobry interes jest po stronie konsumentów i odtąd powtarzał wszem a voubec, że wyłącznie konsumentów reprezentuje.
Ze względu na splot korzystnych warunków prawdziwie decydujący rynek konsumencki w przypadku wina (zresztą nie tylko) był w Stanach. Budując swoje oceny Parker reprezentował Amerykę stając się graczem globalnym. Doprowadził do sytuacji, w której aktualnie producent takiego “jankesko-chamowatego” wina, jak Cos d’Estournel we Francji odnosi się do oceny Lisy Perrotti-Brown z Wine Advocate, co jasno wskazuje, skąd przychodzą pieniądze, czyli to, gdzie faktycznie istnieje rynek prawdziwego konsumenta w mniemaniu znakomitej większości światowych producentów (są tam oceny Jamesa Sucklinga, Jane Anson z Decantera, a także Neala Martina z Vinous, czyli tylko amerykańskie). Tu nie chodzi wcale o podniebienie, amerykańskie w niczym nie różni się od polskiego, ale o prawdziwe pieniądze, lub przynajmniej o wyobrażenie o takich pieniądzach.
Dzięki Parkerowi świat winny wyobraził sobie, że godni konsumenci wina są tylko w Ameryce i tak to pozostało. Co ulega zmianie? W zasadzie nic. Kiedyś prawdziwe pieniądze rzeczywiście były za oceanem. Nie wiadomo, czy tak będzie po pandemii, w każdym razie Amerykanom udało się na niegdysiejszym stanie faktycznym zbudować tak silną iluzję, że nawet Francuzi w nią uwierzyli i biją się o zniesienie ograniczeń celnych na własne wina w Ameryce właśnie, gdzieś mając to, co na temat ich win myślą, dajmy na to, Polacy, a redaktor Bońkowski woli pisać po angielsku, bo nakarmiony iluzją, właśnie rodem z Parkera, tam wietrzy chlebek z masełkiem.
Istoty zagadnienia nie zmieni wcale żadna europejska opinia o jankesko-chamowatym charakterze jakiegoś wina, dopóki jankesko-chamowate będą preferencje kapitału. Do nich przecież udajemy się z prośbą o pomoc, kiedy na własnym podwórku czegoś nie potrafimy i po jankesku-chamowato ta pomoc staje się skuteczna, jak chociażby przekonał się pewien kandydat, który po powrocie z Ameryki dostał 45% głosów. To biorąc pod uwagę pilnie studiuję losy Roberta M. Parkera Jr przekonany, że długo jeszcze winny świat będzie go naśladował.
Leave a Reply