Te winy wyłażą znad jaźni i zakłócają spokój, a wtedy trzeba rytualnie zrobić wdech i wydech, najlepiej w bezruchu. Do tego przygnębienie i wino? Przecież jedno do drugiego nie pasuje, może lepiej, nie powinno. Bałagan wynika z nieświadomości. Znów wdech i wydech i tak w nieskończoność.
Rzucając się w przygodę z pisaniem o winie nie miałem wielkiego pojęcia, dokąd mnie to doprowadzi. Czegoś się tam spodziewałem i z pewnością czegoś nauczyłem. Doprowadziło do czegoś? Chyba tylko do tego, że zacząłem zastanawiać się, skąd przyszło takie moje parcie na popularność, niczym niewytłumaczalna wola bycia znanym i docenianym.
Wtedy, już po klęsce pod Winicjatywą , pojawiła się vipassana i określone techniki. Wszystkie razem przypadki zmusiły do zastanowienia, szukam więc przyczyn, męcząc pamięć i sięgając głęboko w odległe dzieciństwo. Przypominam sobie chwila po chwili, osoba po osobie i szukam uzasadnień.
Nie mam do nikogo pretensji. Do siebie też nie, w końcu jestem najlepszym dla samego siebie dokonaniem jaźni , a cały bałagan jaki wytwarzam, pochodzi z braku refleksji. Po ludzku jednak przykro, że dając kopa w tyłek, nikt mnie o tym nie zawiadomił. Teraz to chyba taki ogólny trynd, bić w mordę bez uprzedzenia.