Wszystko kończy się kiedyś i trzeba uznać nieuchronność końca. Kiedym rozpoczynał blogowanie o winach, odkrycie istnienia Winicjatywy oraz jej blogosfery było dla mnie olśnieniem, szczególnie, kiedy po zarejestrowaniu się w tejże blogosferze zauważyłem, jak wielu gości Winicjatywa gościnna mi przynosi. Rozpoczynając z pozycji zero i uzyskując obecność na uznanym przez Pana Gugla forum, otrzymałem od losu (no, od Winicjatywy) prezent, z którego musiałem nauczyć się korzystać. Natura obecności w sieci zmusiła mnie, jednak, do własnych wysiłków i poszukiwań i w pewnym momencie poczułem, że odrywam się od matki Winicjatywy i zaczynam żyć o własnych siłach (niezależnie od tego, czy moje życie podoba się komuś, czy nie). Wspaniały pomysł Winicjatywy polegający na udostępnianiu na swoich łamach kanałów RSS zarejestrowanych tam blogów nie jest, do końca, przedsięwzięciem bezinteresownym. Sieć jest tak zbudowana, że obie strony na tym korzystają, do pewnego momentu. Ulepszający się algorytm Pana Gugla jest stworkiem radosnym, chociaż na tyle bezosobowym, iż nie rozróżnia natury wzajemnej obecności i w pewnym momencie zaczyna za rozbuchanie karać, uważając, że nadmiar linków jest zwykłym spamem. Tutaj widzę główną przeczynę przebijającej się w Winicjatywie na światło dzienne chęci wprowadzenia selekcji w zarejestrowanych blogach. Po prostu, nadmiar linków zaczyna uwierać przy próbach uzyskania wyższego rankingu.
Moje uzależnienie od Winicjatywy trwało około 6 miesięcy. Doświadczenia z przeszłości i chęć samodzielnego istnienia kazały mi pisać każdego dnia nowe teksty, odchodząc od kopiowania Wikipedii, Pan Gugel, bowiem, sowicie wynagradza płodność i indywidualność i karze za kopiowanie (nawet, jeśli jest ono przepuszczone przez filtr tłumaczenia). Doprowadziłem do tego, że każdy mój wpis jest indeksowany przez wyszukiwarkę mniej więcej w 10 minut od publikacji i że pojawia się na pierwszych miejscach, (jeżeli uda mi się spełnić określone kryteria formalne). Po 6 miesiącach istnienia liczba gości przychodzących na moje strony z wyszukiwarek przerosła liczbę gości z Winicjatywy (tych ciągle jest około 150, czyli tyle, ile blogów zarejestrowała blogosfera).
Dojrzałem, więc, do tego, aby całkowicie się usamodzielnić i pójść wyłącznie własną drogą. Istnieje w narzędziowni blogera wtyczka, która nazywa się Ultimate Category Excluder odcinająca twórczość od propagacji RSS i za kilka chwil ją włączę, pozostając sterem, żeglarzem, okrętem na własnym utrzymaniu. Chciałbym, więc, podziękować Winicjatywie, za pomoc i cierpliwość i życzyć rozwoju, zgodnie z własnymi interesami. Koala, od dzisiaj, skacze po eukaliptusach wyłącznie na własną odpowiedzialność.
Leave a Reply