Gdzieś w tym wszystkim jest sens. Nawet po karnych z Portugalią (a mecz piękny był, zaiste). Deszcz, również, pomógł w nocy i trawnik się zazielenił (co ma złe strony, bo trzeba go kosić). Przyducha metafizyczna na moment ustąpiła, a to z powodu e-booka, com go na stronie Jazona Myśliwca nabył. Słowa Mistrza nanizane misternie jak paciorki blogerskiego różańca połykam od wczoraj z wypiekami na twarzy, łysiejąca czaszka dymi z wrażeń nadmiaru, a nawet dochodzę do wniosku, że zakup tego e-booka był najlepszą inwestycją, jaką kiedykolwiek uskuteczniłem. Nie twierdzę, że wszystko, co w książce znaleźć można, jest prawdą absolutną, sporo w słowach Mistrza marketingowej pozy, jednak wyjaśnienia autora pozwalają mi lepiej zrozumieć sieciowe zjawiska, a nawet w jakimś zakresie usprawiedliwić niektóre wulgaryzmy, chociaż kłócą się one z dobrym smakiem. No, ale kto dzisiaj przejmuje się dobrym smakiem?
Płacz nad karłami, załamywanie rąk przyglądając się zalewowi mas i głupieniu jednostek ma sens o tyle, o ile czemuś służy.
Histeria w ogóle jest bez sensu, jak bez sensu jest wrzucanie do tekstu wulgaryzmów co drugie słowo. Jeżeli natomiast jest to wszystko początkiem namysłu: co zrobić, aby wszystkim było lepiej, odzyskuje sens, jako że każda refleksja potrzebna jest po to, by dobrze posługiwać się wolną wolą. Blogerstwo to początek świadomego uczestnictwa; z czasem blogerzy stając się świadomymi członkami elity uznają własne powołanie i wartość i zaczną zastanawiać nad etycznymi implikacjami dokonywanych codziennie wyborów. Do tego, jednak, potrzebny jest czas i dystans.
Tak to za słowami Jazona dojrzałem śmiejącą się gębę optymizmu, co spowodowało, że nawet kiepski sikacz spożywany wczoraj wieczorem wydał mi się szczytem winnych możliwości. Potem przez pół nocy śniły mi się sutki, którymi mózg Jazona jest zapchany, a właścicielki tychże starały się namówić mnie do igraszek, które w pewnym wieku skończyć się mogą zawałem. Pomiędzy karesami zastanawiałem się, w jaki sposób połączyć ogień z wodą i nadać blogerskim technikom etyczny wymiar, tutaj jednak wkroczyłem na tereny grząskie, poza Siecią i raczej w dziedzinie socjotechniki, pedagogiki, reform nie-reform oświaty, religijnych przykazań i różnych takich innych, co wyczerpało mnie do reszty, bardziej aniżeli sutko-przytulanki. Potem o czwartej rano kotka obudziła mnie, bo na tarasie grasował jej kolega i wstałem dziwnie zadowolony. I to by było na tyle.
Leave a Reply