Otóż Pingo Doce to nie jest żadna winna marka, ale sieć portugalska sklepów przypisywana właścicielowi Biedronki. Sprzedawane tam portugalskie produkty nie mają prawa być do niczego, bo jaki to Portugał kupiłby winne havno? Dlatego w ciemno można kupować flaszki oznaczone taką ksywką, gdyż na przywiślańskie warunki jest to synonim jakości.
Rzutem na taśmę przebijam się nad skorupę szamba, które mnie każdego ostatnio dnia zalewa, łapię oddech i zastanawiam się, co tutaj mógłbym dowcipnie radosnego wymyślić. W winnych okolicach też zapanowała wojenna atmosfera, co objawia się nagłą niechęcią wobec flaszek znad Balatonu, no bo to w końcu tak mocno nie boli. Zaczynam się zastanawiać, co będzie, kiedy nagle okaże się, że Baba Wanga miała rację i Uładzimir zbuduje swoje imperium? Jak szybko będziemy odwracać la veste, co niektórzy nazwać mogą odwracaniem kota ogonem?
Nic nie jest do końca takie, jakim być powinno, tyle tylko, że nie wiadomo, jakim być powinno faktycznie. Otóż eventually, actually, a także pinot noirly świat jest wart tyle, co kant duszy naszej, a ta tym bardziej egzaltowana, im droższymi flaszkami się poi. Wynurzając się zatem nad skorupę szamba, w którym rej wodzą sasinowscy czeladnicy intelektu, kręcę wam i sobie bicz z niczego i ku nicości naganiam, szykując do solution finale, co to zza węgła wyłazi.
Leave a Reply