Dość daleko od wina, raczej winy się kłaniają, chociaż są to uwagi na marginesie lektury książki o winie “The Essence of Wine“, której autorem jest Alder Yarrow. Każda i każdy z nas (o rozkoszna polityczna poprawności) ma w szafie jakieś trupy, moich pilnuje własny pies z terakoty, a do Camilleriego nawiązuję specjalnie, co kiedyś wypłynie, jeśli sił wystarczy. Mój pies z terakoty jest czerwony, w promieniach wschodzącego słońca.
Pisanie o winach i przyległościach traktuję jako ćwiczenia praktyczne, a pisząc składam w istocie hołd temu, co dla każdego najcenniejsze. Życiu. W moim przypadku najpiękniejsza była młodość, do niej nieustannie wracam i tam szukam wartości, a przy tym ciągle potwierdzam, że niczego bym w tamtych czasach nie zmienił. Odczuwam to szczególnie mocno teraz, kiedy to hordy barbarzyńców pod znakiem kciuka depczą, co dla mnie najważniejsze.
O książce Aldera Yarrowa, którą właśnie skończyłem, napiszę, teraz chcę pogadać o słowach. Dla mnie ich źródło jest tam, gdzie szukam najcenniejszego, a więc w ostatnich latach epoki, kiedy to słowo traktowano jako wartość najwyższą. Jakże szybko ta wartość została zdewaluowana, jakże szybko nieubłagane masy zaśmieciły własne mózgi. Nic dziwnego, że ci od kciuka wolą obrazy, w nich ma wartość chociażby kolor, a słowa wartością nie da się wymierzyć, chociaż to ono obrysowuje nasz świat i jeśli taki rysunek niknie, to i świat przestaje istnieć.
Kiedyś słowo miało ciało, zatem w dotyku było prawdziwe. Teraz, kiedy to każdy może w dowolny sposób kłamać, ciała już nie ma i przychodzi masturbacja z wyobrażeniem, z duchami. Zasadniczo nic innego nie robię, jak tylko staram się odnaleźć jakąś drobinę wartości w tym rozkłamanym świecie. Wino, z różnych względów, dobrze się do tego nadaje. Lektura “The Essence of Wine” uświadomiła mi kilka spraw, czym z pewnością się podzielę, jeśli przedtem ktoś na Wschodzie ciszy nie zakłóci.
Leave a Reply