Udałem się dzisiaj, w Wielki Piątek, do sklepu mojego ulubionego, gdzie zwykle kupowałem wina, po przypływach gotówki (w tym przypadku chodzi o 6Win w Białymstoku) i uderzyłem nosem w zamknięte drzwi. Przez zakurzone szyby do środka popatrzywszy pustkę i szarość ujrzałem, półki smutno opróżnione z butelek, chociaż na drzwiach żadnej kartki z cieniem wyjaśnienia nie było. Chcąc nie chcąc musiałem odwiedzić Panią Owad i Pana Lidla. Mój powiatowy los wydaje się być, więc, jednoznacznie przesądzony: jestem skazany na to, co duże sieci zechcą mi zaoferować. Podniebienia bardziej ciekawskich konsumentów ograniczą się, zatem, do marzeń o wielkich miastach, w których oferta wykracza poza supermarkety, a takie stare pryki, jak ja, które nie mają sił w nadmiarze i nie mogą się do dużych miast za często fatygować, pozostaną przy kadarkach i starożytnych egri bikaverach w butelkach pamiętających późnego Rakowskiego.
Pozostaje aktualnym pytanie o los Powiatowej, o rozwarstwienie, klientelizm i bzdety opowiadane przez lewackiego brata znanej i bogatej kucharki, a także wiara (zawsze będąca obroną przed przepaścią nicości skrajnej), iż Powiatowa otrząśnie się wreszcie, znajdzie kilka pomysłów i weźmie do roboty, mnie – bowiem – wcale nie uśmiecha się los niewolnika wielkosieciowej konsumpcji.
Zanim dotarłem, w końcu, do oazy biedrończej, gdzie dziki tłum oszalałych Świętami konsumentów kłębił się i nie dopuszczał do półek z winem, objechałem wszystko, co w Białymstoku mogłem objechać (a trudno dzisiaj było znaleźć miejsce na parkingu) i stwierdzam z wysokości mojego koalego piedestału, że w aspekcie win w Białymstoku liczą się jedynie Lidl i Biedronka (POLOmarketu w moich okolicach nie uświadczysz). Wszystkie inne Carrefoury i Intermarché posiadają, owszem, ogromne półki, lecz na nich królują wina, które nie nadają się do degustacji i opisu (z tym, że Intermarché próbuje oszołomić mnogością nazw francuskich, jednak ze smakiem w tych winach jest różnie, w zasadzie nie wiem, dlaczego?).
Zakupiłem, więc, biedrończy pinot noir z Nowej Zelandii i Dão z Portugalii, a w Lidlu udało mi się w tłumie wygrzebać Saint-Émilion Grand Cru, a także Lagrein Trentino za nieduże pieniądze. Zobaczymy, jak to będzie smakować. Tutaj kończąc życzę wszystkim moim czytelnikom zdrowej, spokojnej i radosnej Wielkiej Nocy.
Leave a Reply