Wszystko wokół wskazuje, że wiosna tuż, tuż. Przyleciały żurawie. Wrzeszczą niedaleko na bagnach. Wczoraj wydawało mi się, że widziałem bociana, w dodatku w locie, co – podobno – zwiastuje rok z workiem szczęścia, lód na stawie uparł się jednak i nie chce odejść, zalewany coraz wyżej przez wodę z pól, w której podskakując kąpie się ogólnowiejski piesek Urwis.
Przybiega co rano do michy, w sierści hoduje pęczniejące kleszcze, te zaś staram się wyrywać, chociaż psu nie podoba się bardzo moje wyrywanie. Spuszczam je z wodą, podskakują w rurach skazane na pożarcie przez bakterie i tak z dnia na dzień wszyscy posuwamy się do przodu.
Zdarzenia w świecie mówią wiele o braku planu i rozsądku, mimo to nie mam zamiaru o nich pisać, temperament przecież bardziej skłania mnie ku literackim dywagacjom, a karkołomność polityków coraz mniej mnie interesuje. Czas i tak wszystko zmieni, bawi mnie tylko pycha niektórych, którym wydaje się, że bogami zostali i że o wszystkim mogą decydować. Marność, Panie, jeszcze raz marność.
Optymizmu szukam, poza tym, w codzienności, w zwierzętach, w przyrodzie, w wypijanym niekiedy, coraz rzadziej, winie, chociaż zdaję sobie sprawę, że za każdym uśmiechniętym kwiatkiem czai się pesymizm. Nic na to nie poradzę, ten typ tak ma i nawet setka bocianów w locie nie może temu zaradzić.
Zresztą nawet wino uwzięło się, by zdołować moje podniebienie. Ostatnia seria zakupów jest wielkim nieporozumieniem, Madiran nie stworzył w sobie wystarczającej goryczy i piołunowatości, aby o nim pisać, Melnik party zone natomiast trafił do zlewu i gdzieś tam w rurach upija zagubione w przestrzeni kleszcze. Stanowczo odradzam bidakom i bogaczom ten napój, który tyle ma wspólnego z party strefą, co ja z partyzantką. Nawet cena nie powinna być w tym przypadku zachętą. Zdegustowany więc i mimo nadchodzącej wiosny zmarznięty stwierdzam, iż to by było na tyle.
:-)