Pandemia każe jeszcze raz zastanowić się nad tym, o czym pisał Ortega y Gasset. Masy po rewolcie przeżywają ostatnio pandemię. Dość chaotycznie na nią reagują, najgłupsze jednostki zwyczajnie odrzucają jej istnienie, za stan rzeczy czyniąc odpowiedzialnym spisek światowy Billa Gatesa i cyklistów, ale to już setki razy w historii ludzkości miało miejsce. W ostateczności lobby producentów szczepionek zawsze ustępuje miejsca lobby producentów trumien. Nie dociera to do pustych łbów, że świat ten nie będzie w żaden sposób taki sam i że nie Bill Gates jest tutaj winny, a masowa głupota.
Martwić się przy tym trzeba losem tradycji, a zatem i wina (a pisząc wino nie mam wcale na myśli havna sprzedawanego na przemysłową skalę, ono bowiem wszystko przetrwa, wypierając jak zły pieniądz wszystko, co ma wartość). Rzekłbym, że nie koronawirus jest tutaj główną przyczyną tragedii, a rozbuchane masowe ambicje i konsumpcja, czyli w istocie wszystko to, co zniszczy do imentu nasz świat. Zawsze w końcu winny jest człowiek.
Zastanawia mnie przy okazji tragicznie stoicka postawa wielu, którzy postępują, jakby nic się nie działo, pisząc dyrdymały rodem z bukolicznych historii o Jasiu i Małgosi. Takie szczebiotanie o tym, jak pyszne być może Prosecco o piątej nad ranem, albo na trawce w ogrodzie, w towarzystwie karkóweczki i z cyckami małżonki w tle nad grillem. W tłumnej kolejce do Morskiego Oka, bo tam wyrocznia ukryta i los odmieniony, z dziećmi, psami, kotami, no i z kanapą pod ramię, durnota jednych z drugimi konsumcyborgów wytartych z ludzkości. I to by było na tyle.
Leave a Reply