No i dotarłem wreszcie do Riojy w Kraju Basków. Rioja Alavesa i słynne Elciego, czyli ślepiec, czyli caecus. Targowisko ślepców, tak się to chyba kiedyś nazywało, teraz Elciego (Baskowie mają formę Eltziego, albo Zieko), w którym Markiz de Riscal z mgły utkał marzenie o winie z Riojy, trochę na obraz i podobieństwo bordoskich klimatów.
Więc jak ten ślepiec wspinam się po kamienistych dróżkach między winnicami i zapominam o smokach, niepomny na ślepotę; pozostaje tylko wino, nie jakieś zaprawiane proszkiem chemiczne popłuczyny, którymi zachwycam się na co dzień udając w tym mistrza. Wróżka Jancis (dzięki Ci Panie za jej istnienie, ośmieliłem się ją na stronie głównej zacytować) daje mi najrozsądniejszą w prostocie wskazówkę i niczego mądrzejszego tutaj nie wymyślę.
Pamiętać też będę, iż Amerykanie zwykli nazywać wina tańsze niż 10 dolarów plonkiem, co na tych stronach nazywałem winiawką, z tym że winiawka to dla mnie wina kiepskie, nie zawsze tanie (zdaję sobie przy tym sprawę, że stosując w ocenie kategorię „kiepskie” wpadam w subiektywizm, a plonk oparty na wartości wina jest kategorią zupełnie obiektywną). A przecież 10 dolarów to teraz 38 złotych. Byłoby więc plonkiem prawie każde wino z Biedry, czy Lidla, czy nawet od ViniTeranio? Tak się to w naszej gospodarce wyprawia (już słyszę te wrzaski: „koala, odczep się od polityki”), a ja politykę w nosie mając marzę, by w Powiatowej pojawiło się wino, a nie kolorowa woda z beczki i to nie za miliony, a za przyzwoite piniędzy.
Więc piję to wino bez beczki. Cosecha 2014. Całe 13% alkoholu. 95% tempranillo i 5% garnacha. I dech mi zapiera, no bo co będzie dalej? Czy istnieją jakieś lepsze? Czy coraz to lepszy oznacza wspinaczkę do nieskończoności? Czym mogą mnie zaskoczyć wspaniali ludzie z Pago de Larrea? O tym, że biegną na łeb na szyję ku doskonałości, wiedzą wszyscy, którym nazwisko Larrea nie jest obce. Być może niebawem usłyszymy, iż stworzyli kolejne najlepsze wino w Kantabrii, być może, zanim nas wszystkich konsumencka urawniłowka obejmie, tylko od nich pić będziemy mogli to, co jest prawdziwe?
Entuzjazm, poświęcenie, marzenia, pasja do wina, czy – zwyczajnie – szacunek do tego, co się robi? Z pewnością w mojej krótkiej karierze kipera jest to jedno z bardziej udanych czerwonych Rioja. A kosztuje tylko 40,00 PLN, czyli mniej niż 10 dolarów (obiektywnie, więc, zalicza się do plonku, wedle kryteriów pewnej nowojorskiej blogerki – na kolejnym targowisku ślepców).
Barwa bardzo intensywna, żywa, czerwono-fioletowa. Aromat mocny dojrzałych owoców i wyprawionej skóry. Znakomicie zrównoważone, co czuję w nasmaku i śródsmaku, gdzie owoc (dzięki grenache) wnosi orzeźwiającą kwasowość i zadziorne taniny solidnie umocowane na strukturze z tempranillo, a także delikatny dotyk szałwi. Usta okrągłe, gęste, koncentracja znakomita. Posmak długi owocowy. Jak ja się po tym winie przyzwyczajać będę do plonku z Biedry i innych dyskontów? Żadnych wad. Żadnej zadry. Żadnego kompotu, ani kompostu. Żadnego havna.
Caecus Rioja Denominación de Origen Calificada, rocznik 2014, w cenie 40,00 PLN za butelkę (0,75), zakupione w sklepie ViniTeranio (czerwone, wytrawne, szczepy: 95% tempranillo, 5% garnacha). Wino produkowane i butelkowane przez firmę Pago de Larrea, S.A.– Hiszpania. Ocena: 91 punktów.