Książę Edynburga jeździ bez pasów dwa dni po wypadku, a mnie się nawet chodzić nie chce. Wróżbita Jackowski przepowiedział zimę, jest zima. Baba Krystyna Vanga zamilkła (na chwilę) i wcale nie jest lepiej. A co w winach? Nadal czujemy się winni, chociaż nie bardzo wiadomo dlaczego.
Powiatowe wina to dyskonty, a te jaśnie Towarzystwu nie paszą. Poza tym niewątpliwe znużenie materiału powoduje, że coraz rzadziej spotykam wino, które uderza na tyle, aby warto było o nim pamiętać. To zjawisko zmusza do zastanowienia, bo w obliczu ulotności chwili i wiatru, który zawsze w oczy, czy warto czas tracić na pisanie o winach bez wyrazu? Jeżeli sens życia miałby zawierać się w przymusie zauważania każdego wina po to, aby jacyś Grażyna i Janusz mogli je sobie darować, bo Pan Recenzent nie doradza, to czy warto sensem takim zawracać sobie głowę?
Brak wiosny wpływa na komórki mózgowe. Na jakichś winach w Lidlu wzrok zatrzymałem, ale po spróbowaniu stwierdzam, że nie zasługują na wieczność. Co zresztą na taką zasługuje? W Owadzie dawnom nie był, bo od chwili zniknięcia mojej ulubionej cycatej ekspedientki nie ma tam po co chodzić. Same przypadłości.
Aby do wiosny. Wiosną nawet Carlo Rossi stanie się niczym vinho verde, a wszystkie ekspedientki nabiorą krągłości. Z nadzieją zatem w winną przyszłość spoglądając stwierdzam, że to by było na tyle.
Leave a Reply