Ostatni mój wpis dotyczący FENAVINu okazał się niepomiernie skuteczny, co cieszy mnie bardzo, jako że wywołał teksty, za jakimi tęskniłem. W przypadku tekstu zamieszczonego na blogu VINITERANIO zapowiada się ciąg dalszy, czyli informacji będzie o wiele więcej.
Muszę jednak przyznać się publicznie, że tak koala, jak i Szadkowski wypalili się, jeden do szczętu, drugi do imentu, co zresztą każdy doświadczony czytelnik tutaj zauważa. Nie chce się pisać, smaki wina nie dają już dawniejszej radości, świat staje coraz bardziej powtarzalny, a głupota wokół coraz głębsza, co powoduje strach przed rozpoznawaniem jej rozległych pokładów. Zmęczenie materiału powoli daje o sobie znać.
Za każdym kolejnym koszeniem kosiarka jest coraz cięższa i plecy bolą, jakbym rozładowywał worki z wagonów z węglem (takem dorabiał za młodu). Skoszona trawa nie zapowiada przyszłej szczęśliwości, chleb jest plastikowy, a miód przypomina rozpuszczony cukier. Nie bardzo interesują mnie czasy, kiedy to każdy smak będzie można laboratoryjnie podrobić po to, aby masy znalazły upragnioną satysfakcję, chociaż zdaję sobie sprawę, że jest to nieuniknione. W ogóle nie godzę się na to, co nieuniknione i coraz częściej pisanie moje jest próbą zasypania pęknięcia powstającego w buncie, co powoduje, iż gorzkie się robi i mało sensowne.
Jeżeli będzie słońce, wygrzeję sobie plecy. Jeżeli będzie deszcz, reumatyzm doda goryczy. I tak w kółko. I to by było na tyle.
Szanowny, Drogi Andrzeju,
Gdy jest Ci smutno i życie wydaje się piekłem,
Weź dobrą flaszkę (oczywiście wina) pod byle pretekstem :-)
Właśniem wypił szklankę octu jabłkowego i formułuję niniejszym I prawo koali: po sześćdziesiątce optymizm jest wynalazkiem cyklistów (było inaczej, ale dowiedziałem się, że mogę złamać jakąś ustawę, więc zmieniam). Pozdrawiam