Klienci na Święta zupełnie wyczyścili półki dyskontów i win, którymi można byłoby się zainteresować nie ma, prawie wcale. Poza tym, zaczęła mnie uwierać formuła nieustannego powtarzania mantry recenzji.
Dlatego gniazdo uwite przestało być wygodne, więc je – powoli – zmieniam. Zauważam, przy okazji, że takie powtarzanie w kółko, przy bałwochwalczym kulcie tanich zamienników, obejmuje, stopniowo, wszystkie (no, prawie wszystkie) blogi o winach.
Prawdopodobnie tak jest najłatwiej, sytuacja ekonomiczna blogerów nie pozwala na zakupy z górnej półki, przygotowany szablon recenzji przyspiesza pisanie, więc, pragnąc pozostać w sieci z ciągle nowym materiałem, włączamy sztampę i sztancę i drukujemy, jak z taśmy.
Przyzwoite prowadzenie bloga wymaga godzin ślęczenia przy kompie, czyli kosztuje (kosztują, również, serwery, domeny, bajery), a blogerów, którzy starają się, jak mogą (patrz, na przykład, blurppp), różni „niedzielni sommelierzy” wbijają w glebę tylko dlatego, że tamci nie przylegają do sztancy. Jedyne, co można robić, to swoje, nie przejmując się, zbytnio, małością tego światka. Wiatr życia, i tak, nas wszystkich wywieje, pisać, zaś, każdemu wolno (tak, jak krytykować).