Podobno ma do nas przybyć jutro. W niektórych miastach wykupili całą dostępną wodę mineralną, no bo przecież po końcu świata najpotrzebniejsze będą rozpuszczone w wodzie minerały. Nie wspominam już o Ameryce i o zbudowanych naprędce schronach (ale się niektórzy obłowili).
Ja, z tego wszystkiego, przestałem pisać o winie, bo trochę jestem załamany czytając w kółko pienia na cześć nędzy z bidą. W ogóle przestaję pisać, jako że pisanie tylko dla samego siebie jest zajęciem frustrującym, poza tym nudne jest czytanie komentarzy ciągle od tych samych trzech osób.
Zresztą trzęsienia ziemi i ulewy wcale nie dodają optymizmu. Tak naprawdę to Nibiru już u nas jest, ona nie musi nadlatywać. Sami się wysadzimy w próżnię z własnej głupoty i nie jest zupełnie ważne, czy odbędzie się to 23 września, czy 15 grudnia, tego lub innego roku. Kiedyś to nastąpi.
Rozpoczęła się wojna między młodymi hienami o miejsce przy żłobie, a może już o schedę po prezesie. Z pianą na pyskach hieny rozszarpują obszary wpływów, a z trudem budowany nowy blok historyczny jeszcze bez dachu, a już trzeszczy w fundamentach. To, co nas otacza, jest nieuniknionym etapem rozwoju (chociaż nie wiem, czy można to nazywać rozwojem, jako że słowo rozwój jest pozytywnie nacechowane), no więc nieuniknionym etapem, jako produkt dotychczasowych intencji, jakiegoś takiego élan vital zaklętego w głupocie.
Zresztą za granicą wcale nie jest lepiej. Kiedyś pisałem, do jakiego poziomu degrengolady dotarły tak ukochane przeze mnie Włochy, o Francji nie wspominam, nie przyszła bowiem na to pora, teraz przychodzi czas na Hiszpanię, w której rozpoczyna się wojna plemion (lub też może tamtejsze młode hieny walczą o miejsce przy żłobie zasłaniając się nacjonalizmami).
Przypominam sobie, przy okazji, że rodzina Borgiów to byli Katalończycy i że tradycje intrygowania trwają u nich od nieskończoności, a także i to, że dla nich Kastylia to zbieranina wieśniaków, których ciągle trzeba utrzymywać, bo sami sobie rady dać nie potrafią. Nie chcę, nawet, myśleć o Baskach, którzy w Europie byli od zawsze, a niektórzy sądzą, że z Nibiru przybyli i też o Kastylii sądzą to, czego lepiej nie cytować.
No bo w końcu, co dała Kastylia światu? Język najpiękniejszy? Win wszelakich obfitość? Generalissimusa?
Dla miłośnika wina z Hiszpanii skończy się to źle. Jak się wezmą za łby, to nawet Pie Franco spalą i nie będzie z czego destylować. Nasze młode hieny pędzą gorzałę z cukru, a ten drogo, ale zawsze sprzedadzą nam Niemcy. Wino, więc, naszym hienom nie jest do niczego potrzebne. Jak skończą z sędziami i dziennikarzami, wezmą się za blogerów, także tych winnych i pogonią nas pod kuratelę niejakiego Brzózki, co z pewnością poprawi nam warunki twórczości, która trzeźwa będzie i pozbawiona agresji.
Z braku wina kupowanego za Pirenejami (a włoskie z natury rzeczy contraffatto jest, zaś francuskie śmierdzi socjalizmem) i z powodu trudności z dostępem do karbidu, denatury, albo salicylu, przyjdzie stać się abstynentem i to dla nas będzie ostateczne Nibiru.
Nie pora to już zamknąć ten blog? Nikt tego nie czyta i jak widać frustracja dotyka jedynie autora. Sądzę, że błędem jest takie stanie w rozkroku i niechęć do określania się jednoznacznie. Lud suwerenny tego nie lubi.
No, przynajmniej Jaś Stalówka to czyta, jak widać. Gdyby tak nie było, nie wylałby dzisiaj swoich żali na tym zacnym forum, do którego nikt nie zagląda. Kolega Jasio pracuje udzielnie w dziale drukarni karnetów suwerennego ludu, karnetów kultury. Czy mój również już zdążył wydrukować?