Na razie w Stanach. Odwiedziłem blog fermentationwineblog.com i ze zdumionym zrozumieniem stwierdzam. Ameryka ma dość wholesalerów. Przyszłość rynku wina leży w retailu. Do tego doszli. Po latach niesławnej prohibicji, potem boomu z Parkerem i niszczenia rynku wszędzie po to, aby amerykański burżuj mógł się godnie napić, musieli zaznać pandemii, aby zrozumieć, że pośrednik to łupiciel. No właśnie.
Ameryka jest daleko, u nas jest postmodernistyczny katokapitalizm, który liberalizmem gardzi, opierając się w istocie na wspomnieniach z epoki socjalistycznej szczęśliwości, kiedy to wszystko było narodowe, a Rzeczypospolita była jedynym łupiącym pośrednikiem. Niektórym nadal się to marzy, dlatego prawdopodobnie ustawy dotyczące sprzedaży alkoholu w Najjaśniejszej krojone są w istocie pod pośredników, chociaż ci coraz mniej z narodem mają wspólnego. No ale są na tyle suwerenni, aby zadbać o własne interesy.
Prędzej czy później pandemia wstrząśnie i naszym rynkiem, mimo że niektórzy kapelani w pandemię nie wierzą. Klient unikając jak ognia kontaktu z drugim klientem będzie kupować online, a tam z łatwością znajdzie bezpośrednio sprzedającego wytwórcę i ominie pośredników. Sklepikarze znający się na rzeczy nie będą kupować flaszek od rozlewni rozsianych po całej Europie, tylko bezpośrednio znajdą wytwórcę, pogadają na webinarze i sprowadzą to, co im się żywnie podoba. Piękne Panie nadchodzą czasy, przynajmniej w Ameryce. W oczekiwaniu na ich nadejście wholesalery amerykańskie buntują się i wszędzie szukają wrogów. Coś jak niektórzy nasi, którym sodomici nie pasują. I to by było na tyle.