Proszę nie bać się, że zacznę zwykłe moje oczadzenie, jakbym się był naćpał, alem przeczytał przed chwilą krótkie notki do win bułgarskich i rumuńskich w moim ulubionym portalu, a autorem ich jest równie ulubiony guru i tak mnie ręka i dwie ostatnie mózgowe komórki zaświerzbiały, iż nie mogę się powstrzymać.
A nudno już się zrobiło w winach na rynku i w recenzjach, także dlatego, że winne portale zmieniły sposób komentowania, a zblatowane z importerami towarzystwo nie chce się wychylać. Przestałem, więc, i ja sięgać do środków psychoaktywnych i bełkotać (chociaż, po prawdzie, w moim wieku najlepszym środkiem psychoaktywnym jest samo życie i jego doświadczanie przy wschodach słońca o trzeciej nad ranem, albo przy wieczornych rozmowach z kotem). Z nudy poczułem mózgowe zmęczenie materiału i powtarzałem tutaj te moje mantry raczej z przyzwyczajenia, niż z faktycznego i kategorycznego imperatywu.
Aż tu nagle Lidl przyłożył piąchą między oczy w ostatniej bałkańskiej ofercie, namieszał i trochę osłupienia i radości wróciło na rynek, także w przypadku winnych recenzentów (czytaj blogerów, bo Master od Wine jest u nas, chyba, tylko jeden i raczej się nie blatuje). Jako że kobitka – w zasadzie – dla wielkiego macho może być smaczna, ale też intelektualnie nieznośna, to jestem gotów taki wniosek podtrzymać, jednakże o winie nigdy bym tak nie napisał, prostym bowiem chłopak i lubię własny bełkot rozumieć. Zaś kiedy przeczytałem, że w winie zawarła się postkomunistyczna i postkolonialna zarazem wola mocy, spadły z oczu moich natychmiast łuski i postmodernistyczne zacietrzewienie i doznałem olśnienia uznając, iż bełkot mój niczym jest w porównaniu z zawodowcami.
No bo czy życie można traktować serio w tym miejscu na Ziemi? A jeśli życia serio nie traktować, to czy o winie poważnie pisać trzeba? Po raz tysięczny zawodowi guru pokazują mi ścieżkę, po której kroczyć należy, w meandrach myśli słabej, między Vattimo, Pareysonem, Gadamerem i Bońkowskim, ciesząc się co rano, że żyję jeszcze, bo Kim Kong Gun mi na to pozwala i rakiet nie odpala. I to by było na tyle.
Nie ma co się denerowować panie Andrzeju. Mamy sierpniowy piątek i gorące lato. Pewnie naszemu krajowemu guru winiarskiego mainstreamu pofolgowała trochę ręka na klawiaturze redakcyjnego kompa. W końcu ile to można pisać o winach?
Z winem u nas trochę jak z oglądaniem meczu amerykańskiego futbolu na Polsacie. Jedenastu zawodników gra, tysiąc osób ich ogląda, ale tylko dziesięciu wie (co nie co), o co chodzi w tej grze. Reszta pije piwo, siedząc wygodnie na sofie przed dużym telewizorem i czatuje w międzyczasie na facebooku ze znajomymi. Pozdrawiam :-)