Cholercia, zarzekałem się wobec siebie samego, że użalać nad sobą nie będę, nie rozumiem jednak, co się ze mną dzieje, nawet najbardziej uporczywa praca mózgu nie potrafi zatrzymać koszmarnej prokrastynacji, nie umiem podjąć najprostszej decyzji, rozkrok mi pęka nad niewiadomymi, a także nad depresją, którą staram się zatrzymać.
Wina pite ostatnio nie najgorszymi będąc nie zasłużyły jednak na wieczność, nie będę więc ich wspominał. Bardziej warte zachwytu są pola żółte rzepaku, czy innego łubinu i bocian bezczelnie przechadzający się tuż obok tarasu. Ciągle jednak jest mi za zimno. Zatrzymuję się i czuję jakiś déclin we mnie i nie wiem, co sobie samemu na to powiedzieć.
Wytrzymałem dwadzieścia dni bez pisania. Dzisiaj przyszła do mnie Pani tęsknota i dała kopa w tyłek. Czas najwyższy otrząsnąć się z marazmu. Może jeszcze przed nami tylko dni parę, wypada jednak przeżyć je w ostrogach, z jajami jak balony. Na miękkie korniszony zasługują orki, obojętnie z której pojawiają się strony.
Leave a Reply