Świat wokół najwyraźniej znieruchomiał, no może zwolnił. Okręt zbliża się do oka cyklonu, niebawem osiągnie wir. Co potem będzie? Nie będę bawił się w proroctwa. Po dwóch miesiącach czekania dostałem wreszcie od Amazona USA przesyłkę z Mondovino, jeszcze musiałem kurierowi dopłacić 45 PLN. Podobno to VAT, chociaż na fakturze wyraźnie napisali VAT 0%. Tak więc stowarzyszenie żywych jeszcze poetów karmi wszystkie kruki świata. No, ale wreszcie Mondovino obejrzałem i mogę porównać obraz ze słowami.
Ważny jest kontekst. Obraz sam w sobie budzi emocje i bezpośrednie wrażenie nie ma nic wspólnego z myśleniem. Są emocjonalne ochy i achy, lub ich nie ma. Wnioskowanie przychodzi później. Współczesny świat zatrzymuje się na ochach i achach. Wnioskowanie to już kasa do czyjejś kieszeni. Jakoś tak się złożyło, że równolegle oglądam Breaking Bad i widzę pokrewieństwo w sposobie realizacji, chociaż zdaję sobie sprawę, że Nossiter robił fabularyzowany dokument i że filmował kamerą bez statywu. Mimo to coś w Gilliganie jest z Nossitera.
Jedno jest pewne. Bardziej mnie przekonuje Nossiter filmowiec. W słowach jest przegadany, w obrazach wszystko jest na swoim miejscu. Po obejrzeniu Mondovino zakręciło mi w głowie, jakieś odległe strzępki wspomnień ze spotkania z kulturą wysoką, kiedy to do Polski przelecieli i Ettore Scola i Sergio Amidei, i Scoli małżonka, i Stefano Satta Flores. Wszyscy, oprócz żony reżysera, passed away. Dociera jeszcze do mnie, że Sergio Amidei nie podobały się moje poglądy i że Krzysztof Zanussi chyba mnie bronił, co zepsuło atmosferę. Pamiętliwy jestem, jak widać.
Pamiętam, że specjalnie pożyczałem garnitur, aby w imprezie zorganizowanej przez Łódzką Szkołę Filmową wziąć udział. I tak to się toczy, zawsze za pożyczone, zawsze na pograniczu nędzy z bidą i kultury wysokiej. O winie wtedy nie miałem pojęcia (zresztą nie mam o nim pojęcia do teraz). Wiem za to cośkolwiek o ambicjach, godności i nieustannym strachu przed głodem. I wszystko się do tego sprowadza. Do strachu przed głodem. Śmierć nie boli, głód tak. Jak to się dzieje, że wszystkie wartości przedstawiają nam za szybą, każą o nie walczyć, biec po szczurzemu, budują naturę, kulturę, tradycję, a nawet niekiedy pożyczą garnitur po to tylko, abyśmy elegancko w trumnie wyglądali?
W końcu, jakie ma znaczenie, czy Mondavi kupili, czy nie, Ornellaię? Albo to, czy sprzedali potem jej część Frescobaldim? Nie ma transakcja żadnego wpływu na los 99% ludzi i wcale ich przy okazji nie odziera z godności. Świadomy tego, że najwyższą wartość wskazuje w filmie Hubert de Montille mówiąc o myśli niepokornej i że prawdziwa wolność związała los swój z utrzymaniem równowagi w krokach na linie, ośmielam się powtórzyć pytanie: czy terroir i zbuntowany przeciw globalizacji świat będzie umiał zapewnić mi życie godne, a i pochówek, bo póki co czeka nas wszystkich fosse commune.
Leave a Reply