Torres Viña Brava, Catalunya Denominació d’Origen*, rocznik 2010, w cenie 35,00 PLN za butelkę (0,75), zakupione w dniu 02 sierpnia 2014 w sklepie Calwados – Grajewo (czerwone wytrawne, szczepy: grenache, carignan). Produkowane i butelkowane przez Miguel Torres S.A. Barcelona – Katalonia/Hiszpania
Za butelkę spożytą daję ocenę: 5 – bardzo dobra, 85 PPFPP (za beczkę).
Mityczny producent z Penedès Torres wprowadził w 1979 roku katalońskie wina na salony po długim okresie zastoju, (chociaż jeszcze w XIX wieku Katalonia znana była w Europie ze swoich win), postanowiłem – więc – wydać pięć złotych więcej i spróbować dość znanego wyrobu tegoż Torresa. Potraktowałem kwotę 35,00 PLN jako granicę, te 10,00 USD, powyżej których w świecie szlachetnym wino staje się winem i nie oceniam butelki w punktach PPFPP tak, jakby kosztowała 100,00 PLN. Do Katalonii mam specjalny sentyment, pić wino będę tak, aby nie sprofanować świętości i z należytym szacunkiem postaram się znaleźć w nim te resztki starego Rzymu, jakie się w okolicach Barcelony zachowały (uważam, bowiem, że Katalonia zachowała wiele archaicznych cech z epoki Hispania Tarraconensis, zwłaszcza w charakterze mieszkańców, podczas gdy konkurencyjna Kastylia to jakiś taki modernistyczny miszmasz krwi plemion i kultur, które – owszem – zrodziły piękny i powszechny język hiszpański, lecz ciągłość z matką Rzymem utraciły, chociażby z powodu arabskiego trzęsienia ziemi). Kiedy, zaś, słyszę i – niekiedy – czytam, że kataloński to jakiś tam trudny dialekt języka hiszpańskiego, to trafia mnie zwykła apopleksja, mimo że powinienem się już przyzwyczaić do barbarzyństwa i ignorancji, jakie nas wokół zalewają. Zarówno do Hiszpanów, jak Katalończyków żywię szacunek obserwując z uwagą (niekiedy z rozbawieniem), jak bardzo niezależność, różnie rozumiana, staje się pragnieniem panowania nad wszystkimi (po obu stronach nie barykady, a stołu, o winie – bowiem – tutaj rozprawiamy). To także w Barcelonie z Rzymu może pochodzić, starożytni znani byli, przecież, z upartego i trudnego charakteru, a i z wielkiej dumy, (którą niektórzy nazywają pychą). Ciekawe, jakby potoczyły się losy Półwyspu Iberyjskiego, gdyby Aragończycy za władzę nie przehandlowali niezależności? W takie rozważania się wdając staram zachować dystans wobec wina, które tymczasem oddycha w dzbanku, przelane z butelki, ciemne i jakby nieco na świat obrażone. W nosie zaś sad cały i łąki przyległe. Niestety, jednak, Katalonia w kontekście beczki nie szczyci się wcale żadną niezależnością i robi z winem to, co reszta Hiszpanii, dlatego też nie potrafię się zbytnio zachwycać, w aromacie odczuwając przesławny różany olejek. Skąd w człeku takie upodobanie do drewna, że nawet w smaku je dokłada? Wino o strukturze średniej, zaś, oprócz beczkowych smaków niesmaków, zrównoważone jest i można je pić spokojnie, bo wstydu nie przynosi, chociaż w królestwie winiawki trudno je polecić, jako że cena, jak mur jakiś, Barcelonę od Prostek oddziela.
* Denominació d’Origen – apelacja