Obejrzałem wczoraj finał programu „mam talent” . Mam o nim podobne zdanie, co o winnym blogowaniu, nie podważam jednak werdyktu publiki, ani jury, uważając przy tym, że trudno zestawiać tak rozmaite kategorie, gdzie miejsce znalazł i znakomity śpiew Czeszela i kryształowy głos Iżyk, a wszystko to obok wspaniale zwycięskich akrobacji na szarfie Aleksandry Kiedrowicz, czy tańca Shevy Mołdocha. Żadnego z tych występów nie można porównywać w jednej mieszaninie, a każdy wybór staje się zwyczajnie niesprawiedliwym, arbitralnie zestawiając wodę z ogniem, czy czerwień z granatem. Otóż to, porównywać można tylko to, co da się porównać, przyjmując jakąś racjonalną bazę kryteriów, które z trudem uznamy za obiektywne (jako, że prawie niemożliwym jest obiektywizm przy opisie wrażeń, uczuć, czy smaków). Wszystkich finalistów należałby uhonorować statusem zwycięzców, gdyż wszyscy na to zasłużyli.
Blogi winne tworzymy każde z nas z innych wychodząc przesłanek i każde z nas w inny sposób. Znakomity i ze wszech miar na nagrody zasługujący blog EnoEno jest blogiem profesjonalisty (to wynika nie z wyuczonego i wykonywanego zawodu, lecz z bardzo wysokiego, docenionego przez winiarskie środowisko, poziomu), który – najwyraźniej – poświęca całe swoje życie winiarskiej branży, natomiast świetny blog z paragrafem w tle jest rozumnie i błyskotliwie prowadzonym wortalem prawnika, a więc narzędziem marketingowym w odnośnej działalności zawodowej. Trudno z nim porównywać równie znakomity blog italianizzato tworzony przez italianistę, czy też blog z tangiem w nazwie, lub też zdegustowanego, albo wine trip into your soul. Jak porównywać takie zjawiska, mieszczące się w zupełnie innych kategoriach? Jak zestawiać je z perełkami znakomitego felietonisty blurpppa? Czemu innemu te kategorie służą i innymi operują środkami wyrazu poszczególni autorzy. Dlatego pozbawiam niniejszym sensu wszelkie zestawienia, a samo ich istnienie tłumaczę okrutnym umiłowaniem rytuałów, tak charakterystycznym dla nacji mojej słowiańskich i innych śródziemnomorskich łacinników.
Przecież wśród tych blogów znajduje się również bardzo popularny dotrzechdych, spędzający niektórym z nas sen z powiek, a nad którym wypadałoby się raczej uważniej pochylić, gdyż zjawiskiem jest z pogranicza winogradzia ze staraniami pozycjonera i wielu rzeczy można się odeń nauczyć. Śledząc tego bloga ewolucję zauważam, iż autorzy, którzy z początku dbali jedynie o popularność uzyskiwaną dzięki umiejętnemu stosowaniu pozycjonerskich sztuczek (co było przyczyną wielu niedostatków, od których stopniowo się uwalniali, nie zawsze z sukcesem), w pewnej chwili uznali, że noblesse oblige. Operując w tak nośnej niszy win z dyskontów i dobrze określiwszy target własnych blogerskich produkcji, autorzy doszli do miejsca, w którym należało zastanowić się, co robić dalej, aby nie zmarnować osiągniętej pozycji. Z tego, co wiem, wykonali jedyny rozsądny ruch i sprzedali się instytucji branżowej, a ta, być może, zagwarantuje im odpowiedni poziom merytoryczny. Nie należy ich przeceniać, niedoceniać też nie, trzeba z podziwem patrzyć na wysiłek włożony w zajmowanie upragnionej pozycji. Przede wszystkim nie wolno ich z nikim porównywać tak, jak nie wolno porównywać żadnego z blogów, chyba że utworzymy wąskie kategorie umożliwiające zestawienia. Nie wolno im również zazdrościć, uczucie to bowiem nie przystoi ludziom normalnym. Nie uchodzi, po prostu nie uchodzi…
Sławek Sochaj nie jest związany zawodowo z branżą winiarską. Zajmuje się komunikacją w firmie produkującej przeglądarkę Opera. Czyli IT.
Tak, ale robi swój blog jak profesjonał winiarstwa. Poza tym, aby jeździć wszędzie tam, gdzie był i opisać to, co opisał, trzeba to robić na 140% swojego czasu i na 140% inwestycji. Będąc specem od IT jest w istocie profesjonalnym ekspertem od wina. Z mojego własnego doświadczenia wiem, że jego rezultaty można osiągnąć poświęcając się w pełni, nie cząstkowo, zagadnieniu (i trochę mu zazdroszczę, że sił ma tyle i czasu, z perspektywy 64-letniego blogera, który do wiedzy informatycznej dochodził w wieku 60 lat, chociaż zazdrościć nie uchodzi, oj nie uchodzi).