Niekiedy picie wina jest zajęciem frywolnym, a to wraz z towarzyszącym siorbaniem, mlaskaniem, popierdywaniem, wysłuchiwaniem mniej lub bardziej ostentacyjnego pochrapywania zaangażowanych w dysputę przy stole degustantów, z obmacywaniem butelczyny i nie tylko, z wianuszkiem zachowań społecznych pierwszego i pośledniego sortu (ciekawe, czy używający takich epitetów wie, że są to mało patriotyczne rusycyzmy), z wpatrywaniem się tęsknie w młode oczy i pośladki nadobnych towarzyszek (a także z obawą, czy zachowane zostały reguły poprawności politycznej, które prym wiodą w korowodzie, mimo że nie życzylibyśmy sobie ich, wcale, zauważać). Frywolności chcą nas pozbawiać codziennie ci wszyscy, którzy uważają, że mózgów już nie posiadamy, a jeśli zniknie frywolność, przyjemność przeżywania pójdzie się stukać za nią i zostaniemy trzeźwi do imentu na placu boju, z pyskami unurzanymi w modlitwie o rychłą śmierć w tym najnudniejszym ze światów. Biesiada, zaś, przy winie potrafi rozwiązać język po to, by pleść bez sensu i wymieniać się energią kosmiczną z miłościwie nam towarzyszącymi. Pewna moja (kiedyś młoda) włoska koleżanka zwykła mawiać, że do spółkowania wystarczy sama rozmowa, wcale do łóżka chodzić nie trzeba, a picie wina w odpowiednim towarzystwie jest również aktem spełnienia, o ile wzmacnia kontakt (picie do lustra wcale nas nie interesuje). Przy tym, jak wiele jest typów wina, tak wiele jest rodzajów cielesnego kontaktu, rozwijających się w języków splątaniu i w zawirowaniach po kolejnych butelkach. Bywają ciężkie pomerole ze spoconą pierzyną i długim uściskiem po wielu godzinach pracy, bywają lekkie szablisy od niechcenia głaskane na jedwabnej pościeli, bywają pomruki win z Somlo wespół z dojrzałą małżonką i słodkawe primitiwa z ukrytymi kochankami. Nie spotykamy się z tym wszystkim za bramą na Powązkach, lecz przy stole z ludźmi żywymi, pod jednym – jednak – warunkiem: ludzie ci powinni być nam przychylni. Nie idzie rozmawiać przy winie z wrogiem, to tak, jakbym zechciał się napić w czeluści grobowca, nie idzie dialog prowadzić z tymi, co na drugą stronę przeszli (w każdym tego sensie, i żywym, i umarłym).
A chodzi tutaj o delikatne łaskotanie trawą pod kolanem, które po burgundzie z Lidla poczułem, a ten, właśnie ten, po to stworzony został, by pod kolanem łaskotać i drżenie łydek powodować w ochocie przy spotkaniu. Innych pretensji winny ogrodnik, chyba, tutaj nie miał, mnie zaś takie łaskotanie zupełnie wystarczyło. Przy całym pąsie swoim piwoniastym i nieco truskawkowym smaczku wino, o którym mowa przyzwoitością wyróżnia się w pozbawionej charakteru reszcie, więc je polecam.
Les Chanussots Bourgogne Appellation Bourgogne Contrôlée, rocznik 2012, w cenie 24,99 PLN za butelkę (0,75), z marketu Lidl w Białymstoku (czerwone, wytrawne, szczepy: pinot noir). Wino butelkowane dla Lidla przez firmę Compagnie Vinicole de Bourgogne – Francja. Ta butelka dostaje 85 punktów.
Leave a Reply