Lars Von Trier Melancholia Wagner Denominazione di Origine Controllata e Garantita, rocznik 2020, w cenie nieskończoności, do kupienia we wszystkich marketach świata (czerwone wytrawne, szczepy: krew, pot, łzy, żółć). Firmowane i butelkowane przez Opatrzność.
Wyimaginowanym winem od Larsa Von Triera ze szczepów wszelakich zaprawionych krwią, potem i łzami wypada wznieść teraz toast za wszystkich oszustów obiecujących wieczną szczęśliwość, za chłopców bez zastanowienia bawiących się ludzkim nieszczęściem i karmiących głupotą prostych ludzi, w imieniu których występują śliniąc się codziennie przed kamerami mediów różnistych. Piję za błękit, prezia i jego Adriana, za chwałę osiągniętą i nieosiągniętą, za tych, co ścierwem nakarmieni i za tych, co głodni, za spokój i niepokój, za półki pełne batoników i śmietniki niespełnionych, a także spełnionych miłości zawiniętych w krwawe podpaski i w próżne marzenia.
Piję za dekadencję, za dziecinnych Włochów i okrutnych Hiszpanów, za biednych Portugałów i pysznych Francuzów, za Brytów na rozdrożu, których Boris chce na choroby uodpornić po to, by stali się znów świata panami, za wszystkie pozostałe mniej lub bardziej wybrane narody, za puste kościoły i za pełne fosses communes, za ciebie i za siebie, za niepokój, za to, że nigdy nie dane mi będzie dotknąć Petrusa i że skazany na Biedronkę au-dela też będę sikacze pijał, za bezsens takich toastów, a także słów, które stały się wyliczanką kto, kiedy i gdzie, bez odpowiedzi dlaczego. Piję za koronę i inne insygnia, za baby oszalałe, za zwierzęta cierpiące z miłości do ludzi, za starych durniów, którym Opatrzność myli się z głupotą. Za danse macabre świata wokół i tego poza nim, w różnych pod i nad rzeczywistościach, za to, że nie rozumiem i że zrozumieć nie zdołam. Za nieskończoność słodką i pełną żółci z ran Pana Naszego i znów za pytanie dlaczego?
Za nieustającą manipulację i wiwisekcję, za kaszlących pod śmietnikami biedaków, których nikt nigdy nie opatrzy, za próby na organizmach i na społeczeństwach, za flaszki coraz bardziej puste im bliżej końca, za kieszenie dziurawe i oszalałe masy, którym wmówiono, że mają jakąś wartość. Za zwątpienie w przykazanie miłości i w logikę rozmowy, w dialog ponad przepaścią, w rozsądek na co dzień, za pazerność oszustów budujących schrony i za Muska na Marsie i za Heńka w getcie. Za to, że tak w nieskończoność można i że tylko to jest pewne, że każde z nas odejść musi, czy się to premierom i ministrom podoba, bo jedna w tym pociecha, że ich też trafi dnia pewnego Melancholia wieczności, jak pytanie o sens, którego nie należy zadawać.
Leave a Reply