Takie tam refleksje ze zmarzniętych deszczowo myśli w ostatnią niedzielę sierpnia Anno Domini 2020. No i po lekturze epopei parkerowskiej. No i po wysłuchaniu kolejnego komunikatu o stanie pandemii. No i przed kolejnymi odcinkami Breaking Bad, które do reszty psują i tak nadpsute komórki w mózgu te słowa piszącego. Jakoś mi się Breaking Bad i historia Roberta Parkera nałożyły.
W epoce świetności Parkera Ameryka miała inne arcydzieła, bardziej klasyczne, literackie: Grona Gniewu, Allena Ginsberga, czy Jacka Kerouaca, nie zapominając Hemingwayów, Salingerów, Faulknerów i wielu innych. Ekspansja Ameryki i stopniowe połykanie przez nią światowych rynków, a jak wiemy, fenomen Parkera był tutaj jednym z przejawów, łączyła się z fantastycznym rozkwitem kultury, którą świat z zachwytem chłonął.
Dzisiaj pozostali nam bracia Coenowie, rzesza innych epigonów, literatura w cywilizacji kciuka ustępuje przed obrazem, seriale zastępują wielkie powieści, a twórcy scenariuszy rozdartych egzystencjalnie pisarzy. Po czym w serialu, który pokazuje rozsypywanie się tradycji pod ciężarem ekonomicznych problemów, pojawia się czystorosyjski Dostojewski, udowadniając, lub mogąc udowodnić, że wszędzie na świecie istnieje taki sam człowiek przeżarty pazernością i rządzą władzy. No i że Ameryka się sypie, a my tu w Polsce mentalnie zatrzymaliśmy się we wspaniałych latach siedemdziesiątych, a z epigonów ciągle robimy bohaterów.
Tamta dzielna i wspaniała Ameryka piła wino i miała Roberta Parkera. Teraz w zbiedniałej i walczącej o przeżycie Ameryce Hank Schrader pije piwo pędzone we własnym garażu, a na wino stać raczej tylko tych, którzy potrafią pichcić metę. Wino w epoce Parkera było synonimem społecznego awansu i oświecenia. Nie do końca jestem pewien, czy jest nim nadal.
Do nas wszystkie trendy przychodzą z opóźnieniem. Dlatego okres rozwoju i oświecenia może okazać się zbyt krótki i wino nie zdąży rozlać się pod strzechy. Zauroczone nim kilkanaście procent społeczeństwa jeszcze nie zdołało utwierdzić własnego dobrobytu. Ledwie się wszystko zaczęło, a już może skończyć, przynajmniej tak wieszczy największy polski autorytet: wróżbita z Człuchowa. Kult wina gdzieś tam trwa, lecz bez przekonania, blogerzy milkną lub emigrują i piszą w obcych językach, a rzesza konsumentów spodziewa się kolejnych 500+, czy innych trzynastych emerytur. A winna elita w Polsce Parkera wielbi nadal. I to by było na tyle.
Leave a Reply