Kampania, wino i ekologia to temat bardzo związany z gęstością zaludnienia. Kampania od zawsze była miejscem bardzo zaludnionym. Tam, gdzie jest dużo ludzi, pojawia się dużo śmieci. Taka jest już ludzka natura i chyba nie da się jej zmienić. Kampania zresztą dla większości to Neapol i nie mogę opędzić się od obrazu śmieci, których z ulic Neapolu nikt nie chce wywozić. Znających włoski odsyłam do źródeł tutaj. Autorzy opisują kryzys śmieciowy w Kampanii.
Potem jest Caserta i wspaniały pałac z zapierającym dech otoczeniem. Tuż obok, niedaleko, wysypiska radioaktywnych odpadów z całego świata, na których mafia zarabia pieniądze. Łatwo wypowiadamy słowo mafia, bo słowo po szamańsku zamyka zjawisko przed odpowiedzialnością, chociaż w końcu mafia to ludzie. Tacy sami, jak każdy z nas. Wolimy się nie zastanawiać, co tych ludzi rzuca w ramiona mafii i opisując zjawisko stwierdzamy: to wszystko wina mafii. No więc mafia handluje odpadami, bo tutaj są największe zyski, a potem znajdujemy śmieci z Neapolu w takich, dajmy na to, Gliwicach. Zresztą w Kampanii mafia nazywa się camorra.
Kiedy tak sobie o tych śmieciach i Neapolu myślę, widzę setki wałęsających się po ulicach piciotti, każdy ze spluwą i każdy w poszukiwaniu łatwego zarobku, bo tak go wychowano, że innego nie ma, i zastanawiam się, czy znają oni przyszłość własnych dzieci. A może mają mózgi tak wyprane ze świadomości ryzyka, no bo obok jest Wezuwiusz i nieustanne balansowanie na krawędzi śmierci, że wcale ich nie interesuje, co będzie jutro. Ważne jest tu i teraz, a teraz trzeba przeżyć.
W prywatnych kontaktach ludzie z Kampanii są cudowni, serdeczni, nieba chcieliby wszystkim uchylić. Także ci z Neapolu. Zwłaszcza ci z Neapolu. Poza tym wierzą w fatum, ślepy los i to każe im uciekać w góry, na wieś, aby nie widzieć śmieci i całego tego bałaganu. Najciekawsze jest to, że postępują tak również co bogatsi i mądrzejsi członkowie camorry. Piorą kasę i zakładają normalne przedsiębiorstwa w głębi Kampanii. W nich robią także wino, sery, tłoczą oliwę i ciągle wierzą w ślepy los. Niektórzy robią bardzo dobre wina.
Potem pije je koala, jeśli akurat ma pieniądze i zastanawia się nad stertami śmieci w Neapolu, czy w Caserta, oraz nad tym, czy tam w górach żyjąc ludziom udało się uciec przed wszechobecnym plastikowym losem. Woda przecież podlega ciągłemu obiegowi i nie zna przeszkód, a w niej całe to szambo, które na co dzień wydalamy. Staram się o tym nie myśleć, kiedy piję Sannio Sant’Agata dei Goti, czy inne Taurasi, a może Macchia dei Goti. W końcu raz się żyje i trzeba mieć odrobinę przyjemności. Będzie co wspominać, czy w niebie, czy w piekle. Poza tym po każdej flaszce zapalam świeczkę przed ołtarzem w Rożyńsku.
I tak Kampania, wino i ekologia zamyka pętlę, w której znalazłem się, tak samo jak reszta. Wcale nie trzeba mieszkać w czerwonej strefie pod Codogno, czy w Wuhan, aby dopadł nas los, takie durne ślepe fatum. Tutaj wina prawdziwe, dobre, dla bogatych, spotykają się z własną istotą i będąc wyrobami stricte człowieczymi odbijają w sobie wszystkie ludzkie ułomności. Z Neapolu przyszło powiedzenie: zobaczyć Neapol i umrzeć. Od losu uciec się nie da, nawet w góry pod Benevento.
Leave a Reply