To nie tylko dlatego, że temat to samograj, o czym świadczy zalążek fejsbucznej dyskusji. Sztampa dotyka również innych obszarów, nie tylko blogerów. Wydaje mi się jednak, że jest to początek procesu, który dotknie całe społeczeństwo. Takie désintéressement dla spraw wykraczających poza czubek własnego nosa. Łączę to z czasami “kciuka“, czyli cywilizacji obrazków, gdzie nikogo nie interesuje “dlaczego“, a raczej “jak” coś wygląda, czyli czy się podoba, czy nie, bez badania przyczyn. Taka cywilizacja powstała z braku czasu, nie powiem, że z lenistwa, bo byłoby to niepotrzebnie obraźliwe.
Blogerka jest w istocie domeną języka, związków składniowych, odmian, znajomości niuansów, tradycji, umiejętności opisu. Blogerka winna jest kolejnym ćwiczeniem językowym z zastosowaniem pretekstu, a wino jest tutaj tylko pretekstem. Łatwiej jest zatem zaistnieć intuicyjnie dobierając obrazek, niż nizać paciorki słownego różańca. Słowa powoli znikają za murami, którymi wąska elita odgradza się od prostactwa mas, a właśnie masy winny być celem blogerowania, targetem, widać więc jak na dłoni sprzeczność, z którą żyją za pan brat wyłącznie influenserzy, czyli tacy, którzy schlebiając masowym gustom udają, że je kształtują.
Poza tym żyjemy w dość paskudnie wyjątkowych czasach. W zasadzie mało kto jest na tyle odważny, aby publicznie obnosić się ze swoimi prawdziwymi opiniami. Kariery wymagają koniunkturalizmu, a nie ma większego koniunkturalisty od zajmującego się handlem, zaś zwłaszcza winni blogerzy handlują. Nic więc dziwnego, że aby sprzedać, milkną, bo zauważyli, iż pisanie po to, by sobie klientów przysporzyć, stało się zwykłą stratą czasu. Pozostają tacy jak ja uporczywi, co pisząc z przyzwyczajenia czekają na Godota.
Leave a Reply