Wierzę, że pewnego dnia zrozumieją niektórzy, iż forma jest najważniejsza.
Nie liczą się wcale dobre intencje, brak formy zabija, pozostaje nieustanne wrażenie prostactwa. Ponieważ picie wina związane jest z postawą dialogiczną, a do dialogu potrzeba kilku stron, bo nie jest dialogiem gadanie do siebie po jednej stronie stołu, tak bardzo zależy mi na tym, aby za intencjami poszła forma i rozmowa, tymczasem na rozmowie w Polsce nie zależy nikomu.
Wyjechałem na pięć dni do Włoch, gdzie nie byłem już z dziesięć lat i nie znalazłem kraju, do którego niegdyś byłem tak bardzo przywiązany. Wszystko się tam rozłazi w palcach, zamiast oddechu przyducha i wcale nie dlatego, że w powietrzu upał, nawet wino przestaje smakować. Tam również zamiast dialogu niekończące się monologi, narzekanie na premiera znienawidzonego przez wszystkich, którego przecież ktoś ciągle wybiera, rozlazłe społeczeństwo z kanapy szczęścia nie ma ochoty na zmianę w pilocie kanału.
Z tamtej perspektywy Polska jawi się jako oaza dynamizmu i energii i wracałem tutaj z masochistycznym zadowoleniem.
Powoli więc odbiera mi mowę i chęć do zastanawiania się, do Włoch nie będę chciał wyjechać nawet za dwadzieścia lat, pozostaję więc zawieszony w bliżej nieokreślonej przestrzeni czekając, aż zstąpi na nas forma i wygładzi wszystko. I to by było na tyle.
Cytując jednego z członków mojej rodziny, która we Włoszech żyje już od kilkudziesięciu lat: “nie wiem gdzie podział się renesansowy duch Italii, który przecież w pełnej krasie ukazał się w czasie boom economico. Dziś nie pozostało z niego chyba już nic”. Na szczęście są jeszcze chlubne wyjątki, w których należy pokładać nadzieję na lepszą przyszłość państwa z Płw. Apenińskiego…