#JestemAlkoholikiem
Przestałem pisywać moje winne dyrdymały, bo zaczynam się bać. Każdego dnia z telewizora obrażają mnie i wszystkich do mnie podobnych pokazując palcem, jak bardzo jesteśmy szkodliwi dla zdrowia narodu suwerennego, jak wielki rak nas toczy i zgnilizna z pyska pianą nieczystego alkoholu spływa. Wszystko, co najgorsze dzieje się za naszą sprawą, diabelskim dotknięci nałogiem powinniśmy zniknąć z tego świata, który ku doskonałości zmierza i w którym nie będzie miejsca na podobne przywary. Nadchodzi bowiem czas Ludzi Bogów, pozbawionych wad i wypolerowanych do imentu, dla których jedyną przyjemnością będzie poddawanie się interesom ogółu i upodobnienie do zimnych robotów, no i ukłony przed Panami i Władcami oferującymi nieograniczoną konsumpcję bezalkoholowych napojów. Jedyną pociechą jest tu i teraz świadomość, że lodowce stopnieją pod oddechem naszej głupoty i zatopią wszystkich: złych i dobrych. Jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Zatem powtarzają swoje mantry o szkodliwości alkoholu z pogardą w oczach dla tych wszystkich, co w ich mniemaniu dotknięci chorobą. Od pewnego czasu czuję, jak plują mi w pysk i kopią w dupsko, bo tylko w takie kopać można bez obawy, iżby się odwinęło. Stowarzyszenie Nawiedzonych Sadystów, którzy wiedzą zawsze lepiej, jak inni żyć powinni, z kim spać i kogo nie molestować. Zamknijcie nas, na razie, w rezerwatach, a potem jak wszy wytłuczcie. Pozostaniecie sami na polu chwały i kto wie, może bez ludzkich przypadłości. Nie przyśni wam się klepnięcie w tyłek nadobnej Marychy, nie zalejecie we śnie robaka z koleżkami w bramie, oczyścicie siebie i innych i urządzicie Nowy Wspaniały Świat z Prezesem i Brzóską na portretach w salonie, w pozach różnych i zawsze przed pustą flaszką. Teraz jednak z tych kilku milionów pośmiewisko sobie robicie przypominając nam, że mierzwą jesteśmy i niegodnym jest zadawanie się z nami.
Tak więc przestałem pisywać ze strachu. Najpierw komuś nie podobała się polityka, którą wtrącałem tu i ówdzie, potem okaże się, żem pijak i trzeba mnie obowiązkowo leczyć (tylko gdzie to leczenie, jeśli lekarzy brakuje?), do przytułku oddać i nagiąć do suwerennej sztancy. Idą przecież czasy doskonałości; nam ułomnym istnieć nie wypada. Zastanawia mnie, przy tym, skąd tyle pogardy wobec współbraci u nawiedzonych proroków i skąd czerpią wiedzę oni, że lepszymi będąc mają prawo innych kształtować? John F. Kennedy kiedyś w przemówieniu wygłosił słynne “ich bin ein Berliner“, mnie wypada tylko parafrazą rzucić i stwierdzić przed murem głupoty: “ich bin ein Alkoholiker“, chociaż słowami tymi żadnego muru nie zburzę. Tak, Szanowni Państwo, uznaję ten fakt za pewnik i solidarnie stając z wyklętym ludem Ziemi stwierdzam: “jestem alkoholikiem“. A zdrowym wcale nie zazdroszczę. I to by było na tyle.
Leave a Reply