Zapanowała więc moda na zgorzkniały krytycyzm w stylu facetów takich jak Jerrod Carmichael. W zasadzie to dobrze. Świadczy o tym, że nawet Amerykanie myślą. Mimo to mózgiem moim targają wątpliwości. W Ameryce podobna postawa może przynieść otrzeźwienie, natomiast w Europie…? Pewności nie mam. W Europie to czysty defetyzm, a co za tym idzie nieuchronna porażka. Podzielona parcela Europy na narodowe klimaty? Kolejne kłótnie, a może zagłada? W sumie zaś chodzi o Burgundię, Bordeaux, Rioję, Veneto i tak dalej. Znaczy się, o wino.
No bo co to znaczy, że potrafimy pięknie opowiadać, jakie to w Burgundii wina są poślednie? Albo o tym, iż Bordeaux stało się kostycznie skostniałe, zastygając w zamkach nad Żyrondą? Czy o tym, jaką ta Rioja banalną jest, a Veneto pozbawionym treści? Taka moda na międlenie biadolenia nadchodząca nie wiadomo skąd i prowadząca nie wiadomo dokąd, w której politycznie poprawnym staje się dołożyć Europie i kierować konsumentów do Nowego Świata, bo im dalej, tym lepiej? Przy czym doskonale zdajemy sobie sprawę, że w Chile, czy w Argentynie win poślednich też nie brakuje, chociaż mało kto ośmieliłby się je za ocean wywozić (poznałem jednak pewnego tannata z Urugwaju w milionach litrów płynącego tankowcami do Rosji, o którym wszystko rzec można prócz tego, iżby był właśnie ślednim).
Dla własnego dobra, boć w Europie żyję, a nie w Nowym Świecie i jej dobrobyt bliższy memu ciału, chociaż koszulina to poślednia, wolałbym być hipokrytą, a nawet utwierdzam w przekonaniu, iż hipokrytą być należy. Burgundia głębiej tkwi w tradycji mojej, niż argentyńskie pampasy, wolę więc setkę poślednich win burgundzkich na półkach polskich marketów od miliona słów pięknych dość szczerze, tylko po co wypowiadanych? Aby przypodobać się modzie? Czasami umiłowanie swobody łączymy z instynktem samozagłady, co zresztą jako Polacy znakomicie potrafimy. Piję zatem kostycznego w zgorzkniałej taninie czarnego pinota, myślę o prababce, którą do zimnej Polszczy pradziad był z Burgundii przytargał i cieszy mnie, żem w Europie, nawet jeżeli poślednia. I to by było na tyle.
“Kostyczny” – zgryźliwy, cierpki w wymowie/wyrazie, złośliwie wredny lub wrednie złośliwy (od “caustic”).
Otóż totóż. Tak jest, zgadza się. Z greckiego καυστικός, żrący (mamy po polsku soda kaustyczna, albo Doda kostyczna):-)