To wszystko jest gorącym owocem w ustach. Niektórzy filtrują, zaklinają owoc na lata w drewnie, zagłaskują taniny, zupełnie tak samo, jak poeta szlifuje samogłoski po to, by wiersz wyfrunął z ust pod niebiosa, lecz ciągle jest to tylko owoc. Ten sam, co dziesięć tysięcy lat temu na kaukaskich stokach, ten sam, którego sadzonki Noe ukrył w arce, ten sam, którym Pan obdarował nas po to, byśmy pijąc pieśni śpiewali na Jego chwałę.
Pisząc wiersz dozwolone są wszystkie sposoby dodawania skrzydeł. Tworząc wino też wolno robić wszystko, jeśli zgodne z naturą; owocu i tak nie uda się zadusić. Będzie tam zawsze, przefiltrowany, czy nie, okrągły, pełny, ostry, zawsze przy tym gorący, bo o życiu stanowi i o smaku, który tylko z życiem można równać, jako że u człowieka jedno bez drugiego nie ma sensu. Mogą sobie niektórzy mieć różne preferencje, moda przychodzi i odchodzi, zmienia się percepcja, sposób opisu, jako że i słowa przychodzą i odchodzą z modą i gustami; owoc, czyli natura zawsze pozostanie gorący, jak bijące serce tego, co Pan pozwolił nam dotknąć, obejrzeć, spróbować, a co pompatycznie tutaj pisząc sprowadzam do życia.
Każde wino, jeśli to wino, a nie produkt współczesnych alchemików, jest inne i godne. W istocie nie ma win gorszych, czy lepszych. Cena też nie z wina wynika, owoc dany przez Pana ceny nie ma. Cena to wyłącznie miara ludzkich ambicji, te nie znają granic, jak nie zna granic nasza pazerność. Nasze zdolności smakowe nie są w stanie opisać istotności ukrytej w owocu, możemy jedynie miarkować odczucia, przykładając je do nastroju i do własnej pazerności, a wtedy wmawiając światu istnienie poza nami obiektywnej świadomości. Tak powstają skale i pomniki. Dochodzenie do wina, coraz bliższe wtulenie się w gorący owoc prowadzi do oswojenia świata zewnętrznego, przyzwyczaja nas do Absolutu, który na nas czeka po drugiej stronie lustra. I to by było na tyle.