Otóż to, uprawiaj swój ogródek. Z komentarza Grzegorza pod moim łkającym wpisem to tylko wynika: moja chata z kraja, więc zakasując rękawy powinienem skopać własne grządki. O nic innego mi, zresztą, nigdy nie chodziło, jednak muszę czasami spoglądać na inne ogródki, sady, pałace, bo przecie nawet łopatę trzeba kupić za rogiem. O uprawianiu własnego ogródka już wolterowski Kandyd rozprawiał, kto – jednak – dzisiaj wie, kim był Wolter, a Kandyda – najwyżej – można pomylić z kandyzowanym owocem. Od zawsze do uprawiania własnego ogródka namawiam, bowiem do tego sprowadza się mój kult autonomii, wolności, przedsiębiorczości. Przypominam, jednak, nieustannie, że po to, by skutecznie i porządnie uprawiać swój ogródek trzeba mieć wiedzę i świadomość niezależności, a uważnie obserwując otoczenie i przeczuwając tendencje widzę, czuję, słyszę niekiedy ignorancję coraz większą, która tylko do zniewolenia prowadzi. Każde zaś zniewolenie skutkuje tym, że zamiast swoich, cudze grządki uprawiać trzeba, nie z wyboru, lecz pod nieodwołalnym przymusem. Ignorancja zaś, każda ignorancja, moja i cudza, boli nieracjonalnym strachem przed widmami, których nawet opisać nie potrafimy. Uprawiaj swój ogródek, daleko od tłustych kotów. Tworząc giełdę pomysłów winnych dokładam własne trzy grosze do budowania autonomii tych, którzy nawet własną przyjemność pragną świadomie kontrolować, poza miłościwie i powszechnie nam panującymi trendami. Pewnie, że to trudniejsze niż wstąpienie do Niedronki za rogiem, ale i satysfakcja ze smaku zbudowanego na własnych zamiarach jest ogromna i warta wysiłku. A tłuste koty niech chudną (co im na zdrowie wyjdzie), jeżeli każdy z nas zacznie autonomicznie, na własny rachunek, budować przyjemność własnego życia, w której zamiast nieokreślonych widm strachu rządzić będzie uśmiechnięta wiedza. O słodki Wolterze, amen.
Leave a Reply