Tak, bo jak już uznamy, że Enate znakomite było przed 2008, a potem to tylko stopniowy upadek (trzeba przy tym zastanowić się nad nagrodą przyznaną w Niemczech w 2011) i połączymy z jego żywotem wszystkie giełdowe spekulacje, które doprowadziły do przegrzania i zawału w hiszpańskiej gospodarce kilkanaście lat temu, to możemy dojść bardzo daleko, a z pewnością do losu gospodarki polskiej od czasu, kiedy wspólnie z Hiszpanami staramy się budować Europę. Przeznaczenie Enate, czyli Viñedos y Crianzas del Alto Aragón, S.A. w jakiś sposób odzwierciedla los całej hiszpańskiej gospodarki; firma związana była kapitałowo z deweloperem Martinsa-Fadesa, związanym z kolei z G-14 Inmobiliarias, a więc pośrednio z Goldman Sachs. Problemy producentów wina z Aragonu rozpoczęły się wraz z bankructwem Martinsa-Fadesa, a uporczywa walka o odzyskanie renomy symbolizuje, w pewnym sensie, walkę wszystkich Hiszpanów wychodzących z kryzysu.
Mało kto chce na ich kryzys patrzeć w ten sposób, ale wejście do Wspólnoty Europejskiej takich krajów, jak Polska (czy potem Rumunia) dla gospodarek w krajach Europy Południowej było jednym z elementów niszczących. Oczywiście, my tutaj widzimy świat z punktu widzenia tego, iż nam powinno być lepiej, jednakże świat zbudowany jest, jak jest i po to, by ktoś miał lepiej, ktoś musi mieć gorzej. Kiedy bankrutowały, a potem odradzały się hiszpańskie przedsiębiorstwa, zatrudnionym proponowano nowe wynagrodzenia na poziomie polskiej najniższej krajowej i to niejednokrotnie z wyraźnie wypowiedzianym stwierdzeniem, że jeśli Polacy za takie pieniądze są w stanie pracować, to i Hiszpanie, Portugalczycy, czy nawet Włosi, też mogą (o Grekach nie wspominam).
My natomiast uważaliśmy (i nadal uważamy), że powinniśmy zarabiać tyle, co (dajmy na to) Niemcy. A Goldman Sachs (jak sami przyznają) wówczas zarabiał spekulując na słabości złotówki. Nasz rynek powstał, więc, w Unii jako kolonialny po to między innymi, by złamać kręgosłup rynkom pracy w Europie Południowej (i podwójnie na tym zarobić), istnieje – jednak – do teraz pewna różnica w ludzkich postawach; uczestnicząc w międzynarodowym podziale pracy jako kolonia wygenerowaliśmy w sobie samych charaktery kolonialistów godne, zaiste, mentalności dyrekcji Goldman Sachs. Taki typowy i nasz paradoks.
Wracając do wina. Tych Enate jest ciągle bez liku, są robione z garnachy, z tempranillo, z syraha, z caberneta, z merlota, w różnych ładach i składach i z pewnością były wśród nich kiedyś znakomitości. Wino z oferty w Biedronce jest kupażem prawie że bordoskim, z caberneta sauvignon i merlota, ja – jednak – uważam, że nie są to jedyne wykorzystane w moje butelce szczepy, chociażby dlatego, iż barwa wina bardziej przypomina młodą Rioję. Jest nawet charakterystyczny fiolet przy szkle. Może to tak być powinno w tej mojej butelce.
Aromat jagód i czerwonych porzeczek; w drugim i w trzecim nosie dym i garbowana skóra. Usta duże i okrągłe, w nasmaku gorycz kawy, a zaraz potem śródsmak rozwija się miękko i harmonijnie (znakomita koncentracja, spory ekstrakt) w ustach przechodząc w długi posmak z wiśnią i porzeczką. Praktycznie bez kantów, pije się świetnie. Mimo kupażu rodem z Bordosa przypomina bardziej słoneczną Langwedocję (i mało jest hiszpańskie).
Enate Tinto Somontano Denominación de Origen, rocznik 2014, w cenie 24,99 PLN za butelkę (0,75), zakupione w markecie Biedronka w Prostkach (czerwone, wytrawne, szczepy: cabernet sauvignon, merlot). Wino produkowane i butelkowane przez Viñedos y Crianzas del Alto Aragón S.A. – Hiszpania.