Bardzo dobry wpis w zaprzyjaźnionym blogu na temat roczników wina (tekst tutaj). Nasuwają się pytania; takie, które mnie najmocniej dotyczą. A mianowicie: wnioskuję, że winni staruszkowie są skazani na gotowe, już wystarzone wina, co natychmiast rodzi konsekwencje ekonomiczne. Staruszek, natomiast, ryzykujący odłożenie wina w piwniczce na – dajmy na to – 20 lat może nie doczekać. Pytanie więc: czy to prawda?
Zgodnie z przeczytaną analizą wszystkie te crianze, reservy, a także inne delikatesy (w nazwach zależy to od kraju), jeżeli zostały sfermentowane po roku 2000, są (że tak powiem) o kant Drzyzgi. Należałoby je dostarzyć we własnej piwniczce, co odsyła natychmiast do poprzedniego akapitu. Liczą się, więc, w spożywaniu na bieżąco tylko wina „świeże”, coseche, novelli, nouveaux, a także bez epitetów na butelce, z fermentacji po roku 2000.
Wszystko to odnieść trzeba do win powstałych naturalnie. Wina przemysłowe, a takie znajdujemy w sieciach w odpowiednio niskich cenach, to zupełnie inna bajka (bo tam chemicznie rocznik można dorobić: dowolny). Nie wiem, czy warto w ich przypadku kruszyć kopię o roczniki. A tak na marginesie, bardzo dobre i całkowicie słuszne rozważania Domowego Doradcy, jeżeli pojmować wino w poważny sposób, stawiają ogromny znak zapytania przy prawie każdej blogerskiej recenzji. Zgadnijcie, zatem, dlaczego? I to by było na tyle.
Leave a Reply